poniedziałek, 28 stycznia 2013

Rozdział III

wężomowa
_______________________________________

Spędzili na wakacjach kolejny tydzień kupując kolejne pamiątki, bawiąc się w morzu, imprezując, odpoczywając i opalając już i tak brązową skórę (tak, Draco też się opalił i to nawet nie na czerwono, zapewne to sprawka tego, że jest po części wilą). Harry czuł się jakby nic go nie dotyczyło, wszystkie problemy, troski nagle rozpłynęły się w powietrzu. Przepowiednia przestała się liczyć w obliczu wypoczynku. Harry zakochał się w tym miejscu, w tym stanie w jakim przebywał przez większość czasu i, choć nie chciał tego przed sobą przyznać, zakochał się w Draco. Obwiniał za to oczywiście Malfoy'a i jego pokrewieństwo z wilami, ale nie mógł ukryć tego, że Draco sam w sobie jest cholernie przystojny i pociągający.
W tym miejscu było coś innego, czego nie można spotkać w Anglii. Może to ludzie albo bazary z mnóstwem błyskotek, kolorowych zawieszek i ludźmi, którzy przekrzykiwali się nawzajem. Nie, tu zdecydowanie nie było spokojnie, ale atmosfera zachęcała by przyjechać tu, nie zwracać uwagi na czas i rozpłynąć się w piasku, morzu i klimacie. Chciałoby się tu zostać raz na zawsze. Przyjechać i nie wyjeżdżać, ale niestety to było niewykonalne. I Chłopiec-Który-Przeżył doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Z jego rozmyślań co jakiś czas wytrącały go prośby i próby Toma by przebić się przez osłonę, którą utrzymywał dzielnie przez cały czas. Zauważył, że było to niezwykle męczące, ale to, że Marvolo nie mógł odczytać jego myśli rekompensowało mu wysiłek. Część magii przekazywał podświadomie by utrzymywało mur a reszta skupiała się na zapewnieniu mu ochrony nawet wtedy kiedy on sam nie zdawał sobie z tego sprawy.
Nadal był zły na Voldemorta za jego reakcję na wyznanie. Gdyby wiedział, że tak będzie to by nic nie mówił, siedziałby cicho, ale nie ma co gdybać. Stało się i trzeba z tym żyć. Albo się pogodzić z Tomem, albo udawać, że nic się nie wydarzyło co wcale nie będzie takie proste. Żyć z nim w jednym zamku i nie widywać się będzie raczej łatwe, ale ignorować go podczas posiłków będzie zdecydowanie trudniejsze. Nawet nie zauważył kiedy zrobiło się ciemno i wszyscy ludzie z plaży wrócili do hoteli i domków. Bazary pustoszały, jedynie dyskoteki były nadal pełne ludzi tak, jakby nie obowiązywał tam czas. Bo kto, będąc na wakacjach, przejmowałby się czymś tak trywialnym. Około godziny dwudziestej trzeciej przyszedł po niego Draco z pretensjami, że nie wrócił jeszcze do pokoju, ale Harry był w swoim świecie i nic nie było w stanie go z tego wytrącić. Po pół godzinie prób Blondyn usiadł zrezygnowany koło młodszego czarodzieja. Zaczął się zastanawiać kiedy właściwie się z nim zaprzyjaźnił. Było to łatwiejsze niż kiedykolwiek mógł przypuszczać po pięciu latach wzajemnej nienawiści. Wystarczyło temu chłopakowi okazać odrobinę serca, akceptacji, miłości czyli tego, czego od zawsze mu brakowało, a w zamian odwdzięczał się tym samym. Wspaniały przyjaciel i kochanek. Można było z nim się pośmiać, imprezować, nigdy nie przypuszczał, że Złoty Chłopiec potrafi tak tańczyć,  porozmawiać, pomyśleć, posiedzieć, a przede wszystkim milczeć. Czasami siadali obok siebie i cieszyli się wzajemną obecnością bez zbędnych pytań, słów, gestów. Po prostu siedzieli. Obydwoje czerpali z tego korzyści i żadnemu to nie przeszkadzało. Miło było się wyciszyć. Poza tym magia Potter'a przyciągała, zniewalała i każdy kto zakolegował się z nim albo nawiązał z nim bliższy kontakt nie był w stanie zrobić mu krzywdy. Był jak narkotyk, którego za każdym razem potrzebujesz więcej i więcej, podświadomie zaczynasz bronić go, pilnujesz żeby zawsze był z tobą, chcesz mieć go na oku, widzieć co robi, co się z nim dzieje. Wchodzi ci w nawyk oglądanie się za siebie kiedy zostanie w tyle. Zawsze jesteś przy nim. Może on tego nie zauważa, ale kiedy ty przestałbyś to robić, umarłbyś.
Draco też nigdy nie przypuszczał, że może się zakochać. Nie dopuszczał do siebie tej możliwości. Nie potrafił zrozumieć tych wszystkich głupich rozmów dziewczyn o miłości, zauroczeniu, motylkach w brzuchu i całej reszcie bzdetów. A jednak zakochał się w takim jednym małym roztrzepańcu, w oczach koloru avady w jego roztrzepanych włosach wiecznie sterczących w inną stronę, w uśmiechu i sposobie bycia. Po prostu w nim całym. Chciał z nim być, pomagać mu, martwić się i śmiać razem z nim. Chciał być jego częścią. Ale nie wiedział, czy Harry też chce. Bał się odrzucenia i wyśmiania, że to tylko wakacyjna przygoda, nic poważnego. Bał się, ale wiedział, że jeżeli nic nie zrobi to może go stracić na zawsze. Kiedy wrócą do zamku może już nigdy nie zbliżyć się do niego na tyle, żeby powiedzieć mu co czuje i stracić swoją szansę na bycie szczęśliwym.

oOo

Było po dwudziestej trzeciej kiedy poczuł aurę Draco zbliżającą się do niego. Nie obchodziło go czego chce, chciał spokoju, ale w dziwny sposób obecność blondyna nie przeszkadzała mu w najmniejszym stopniu, wręcz pomagała się skupić na przypomnieniu sobie tego dnia, w którym przestał bać się Voldemorta, a wręcz opowiedział się po jego stronie. Jednak jego wysiłki, jak i wspomagająca aura jego przyjaciela nie były wstanie przyciągnąć tego wspomnienia z granicy jego umysłu. Wiedział, że brakuje mu milimetrów, żeby je złapać, ale miał wrażenie, że bawiło się ono w kotka i myszkę. Kiedy się zbliżał natychmiast uciekało. Nie potrafił się na tym do końca skupić. Pomyślał o wspólnej nauce z Draco, o jego obecności, o tym jak się czuje ćwicząc z nim, rozmawiając. Był ciekawy czy on też czuje wspaniale przy nim, ale chyba nigdy nie będzie dane mu się tego dowiedzieć. W tym momencie wspomnienie wskoczyło na swoje miejsce tworząc spójną całość z innymi fragmentami. Mentalnie ucieszył się, ale jego radość nie trwała długo, ponieważ został wciągnięty w wir wspomnień prawie jak w myślodsiewnii.

„Kiedy tylko Voldemort wyszedł z pomieszczenia Harry obudził się z tego dziwnego transu, w którym się znajdował. Zerwał się z łóżka i zaczął szukać czegoś do ubrania. Co to było? zapytał sam siebie nie wiedząc dlaczego nie rzucił na Riddle'a jakiejś klątwy albo po prostu go nie zabił. Zauważył też ze sporym opóźnieniem, że nie bolała go blizna kiedy mężczyzna był z nim w jednym pokoju. To było ciekawe. Jedna część jego umysłu pracowała na najwyższych obrotach, niczym silnik samolotu przy starcie, żeby tylko się stąd wydostać, nie siedzieć tu ani chwili dłużej, natomiast druga ociągała się jak mogła. Chciał poznać cele Voldemorta, jego sposób myślenia, chęć zniszczenia, priorytety. Chciał być po jego stronie, ponieważ poczuł, że tu jest jego miejsce. Nie obok wielkiego manipulatora jasnej strony tylko obok Czarnego Pana. Usiadł rezygnując z ucieczki. Wewnętrznie bił się ze sobą, że jednak tu nie jest bezpiecznie, że jak tylko zostanie tu chwile dłużej dopadną go Śmierciożercy, wezmą na tortury, a Lord będzie siedział na swoim tronie i śmiał z jego naiwności. Jego wojna trwała zaledwie kilka minut, ale chęć zostania tutaj została przygnieciona przez wizję upokorzenia przez Voldemorta i jego sługi. Znalazł w szafie płaszcz i niestety nic więcej. Będzie musiało wystarczyć. Koło łóżka na szafce, ku jego wielkiemu zdziwieniu znalazł swoją różdżkę. Voldemort chyba myślał, że nie będę chciał uciekać i ta pomyłka będzie go dużo kosztować. Jedyny problem to taki, że nie znał zamku i nie wiedział gdzie jest wyjście, ale nie przejmował się tym za bardzo. Ostrożnie podszedł do drzwi i uchylił je. Bardzo zdziwił go fakt, że nie były zamknięte. Wyjrzał na korytarz. Na ścianach na wysokości około dwóch metrów wisiały pochodnie świecące żółtawym światłem ledwo rozpraszając mrok korytarza. Pomiędzy pochodniami zawieszone były obrazy przedstawiające potężnych magów. Pod każdym obrazem była plakietka na której wyryto imię i nazwisko osoby na obrazie oraz krótki życiorys. Harry wyszedł z komnaty i skierował się w prawo. Pierwszy obraz po lewej przedstawiał jednego z przodków Riddle'a. Przyglądał się on chłopakowi z nieukrywaną ciekawością i satysfakcją.
- Jesteś bardzo podobny do matki – Harry na te słowa podskoczył z krzykiem, ale szybko się opanował i rzucił zaklęcie wyciszające na cały korytarz, żeby nikt nie usłyszał jego rozmowy z osobą na obrazie. – Ona też nie chciała tu przebywać. Zrobiła dokładnie to samo co ty, ale jej się nie udało uciec. Miała szczęście, że akurat przechodził Tom, bo inaczej nie było by co zbierać. Uważaj na siebie i jakby co to nie bój się wołać Marvola. On chce ci pomóc zrozumieć. Chce porozmawiać o twoich rodzicach, o ich śmierci i o Syriuszu. Tylko mu zaufaj. Nie zrobi ci krzywdy. Nie chce ci nic narzucać, to tylko i wyłącznie twoja decyzja czy uciekniesz i wrócisz do roli Złotego Chłopca, czy zostaniesz i zmienisz swoje życie. Proszę Cię. Wybierz dobrze, bo to co teraz zrobisz, jaką decyzję podejmiesz może przysporzyć ci kłopotów w przyszłości. Nie chcę ci sugerować która droga będzie lepsza, ponieważ obie poznaczone są krwią i cierpieniem, ale jedna twoją a druga twoich bliskich. Wybierz tak, żeby tobie było dobrze. To twoje życie i nikt nie przeżyje go za ciebie – po tych słowach mężczyzna zniknął z obrazu.
Harry z mętlikiem w głowie usiadł opierając się o ścianę. Nie wiedział co o tym myśleć. Chciał się dowiedzieć co tu robiła jego matka, co się takiego stało, co Tom ma do powiedzenia na temat jego rodziców, jego przeszłości i być może przyszłości, co może mu zaoferować w zamian za jego pomoc.
Niechętnie podniósł się z podłogi i ruszył powrotem do swojego pokoju. Jednak kiedy tylko podszedł do szafki nocnej by odłożyć różdżkę na kolana powaliła go wizja z Voldemortem w roli głównej. Zaczął krzyczeć z bólu. Podparł się na rękach, a zaraz potem leżał na ziemi wijąc się pod wpływem zaklęcia, które nie było poświęcone jemu."
W następnej chwili znajdował się na plaży w Meksyku koło Draco, który obudził go z jego wspomnień.
- Co się stało?
- Nic. Wspomnienia – nie był w stanie nic więcej powiedzieć. Teraz to wspomnienie było mgliste, zatarte jak sen, który wspomniało się za dużo razy. Bliskość Draco także nie pomagała się skupić. Jego usta były tak kuszące, że nie mógł się powstrzymać. Położył jedną rękę na karku Blondyna i wplótł ją w miękkie niczym puch włosy i przyciągnął Molfoy'a do pocałunku.
- Możemy iść do pokoju? - zapytał Draco po kilku minutach.
- Tak.
Ruszyli ramię w ramię jak bracia wiedząc, że jedna decyzja z przeszłości pozbawiła ich tej wspaniałej przyjaźni, ale którą mogą budować teraz tylko dlatego, że pewien Złoty Chłopiec zrozumiał swój błąd i stanął po drugiej stronie barykady.

oOo

Postrach czarodziejskiego świata siedział w swoim gabinecie i myślał nad planem przejęcia ministerstwa. Niestety nie mógł się skupić przez pewnego chłopca, który przez jego nieuwagę i głupotę, zamknął się w sobie i stracił do niego zaufanie, które udało mu się zbudować do tej pory. Przeklinał się w myślach, za to co zrobił, że był tak nieuważny i głupi. Do tego chłopaka trzeba podchodzić ostrożnie i z wyczuciem. On przecież nikogo nie ma, tak jak on sam, kiedy był mały. Stracił rodziców i chował się u wujostwa, którzy nienawidzili go, wykorzystywali jako tanią siłę roboczą. Jak mógł być tak głupi. Ten dzieciak mu zaufał a on tak po prostu to zaprzepaścił.
Przypomniał sobie tamten dzień w którym po raz pierwszy rozmawiał z chłopakiem za pomocą połączenia. Nie uciekał nie wyrywał się. Rozmawiali spokojnie, wręcz życzliwie. Nagle fala wspomnień zalała go pozbawiając przytomności.
„Siedział w swoim gabinecie i przeglądał papiery zdobyte przez jednego ze Śmierciożerców, jednak jego myśli całkowicie pochłaniał pewien piętnastoletni chłopak przebywający w jednym z pokoi na drugim piętrze posiadłości. Nie mógł zrozumieć, dlaczego owy młodzieniec, kiedy dowiedział się u kogo przebywa i przez kogo został porwany, nie chciał uciekać, nie wyrywał się, nie krzyczał tylko rozmawiał z nim jak dorosły pomijając to, że używali do tego myśli. Mógł porozumiewać się z chłopakiem telepatycznie. Po ich rozmowie poszedł do biblioteki i szukał książek na ten temat, ale niestety nic nie znalazł. W historii było tylko kilka takich przypadków, ale nie było napisane od czego to zależało. Podejrzewał, że musi to mieć coś wspólnego z tym co się stało czternaście, prawie piętnaście lat temu. Cząstka jego duszy wczepiła się w jedyną żyjącą istotę jaką znalazła i dlatego Harry umie rozmawiać z wężami, a także istnieje po między nimi pewnego rodzaju połączenie. To by miało sens, ale... Niestety jego rozmyślania przerwało pukanie do drzwi.
- Wejść – krzyknął od niechcenia. Może to Harry pomyślał, ale szybko wyrzucił tę myśl z umysłu, ponieważ była ona tak samo niedorzeczna jak zobaczenie Severusa w różowej sukience. Mimowolnie wzdrygnął się na samą myśl o tym.
- Mój Panie – w drzwiach stał nie kto inny jak właśnie wcześniej wspomniany Snape. Swoim nosem prawie szorował podłogę. – Złapaliśmy Ronalda Weasley'a i Hermionę Granger. Są w Wielkiej Sali i czekają na Ciebie, Panie. (tak, Voldemort także posiada Wielką Salę w swoim zamku)
- Dziękuję Severusie. Zwołaj cały wewnętrzny krąg. Zaraz tam przyjdę.
- Tak Panie.
- A, i jeszcze jedno. Nie pozwólcie by byli za głośno. Wiesz jak tu się dźwięk niesie, a ja nie chcę by ich krzyki zakłócały mój spokój. Możesz odejść.
- Oczywiście Panie – ukłonił się i wyszedł z lekkim uśmiechem wyginającym jego wargi.
No to będzie zabawa. Lord ucieszył się, że w końcu będzie mógł się wyżywać na kimś i zadawać pytania, na które odpowiedzi na pewno nie będą znali, a wymyślą wszystko, żeby ochronić kogoś kto już dawno jest bardziej bezpieczny niż pieniądze w Banku Gringotta.
Ale co pomyśli Harry jak się dowie, że zabiłem jego przyjaciół? Na pewno nie będzie chciał się do mnie przyłączyć, albo chociażby słuchać wyjaśnień. No pięknie. Wielki Lord Voldemort przejmuje się jakimś chłopcem. Co on sobie pomyśli… Ten świat schodzi na psy. Nawet nie zauważył, że usiadł na kanapie przed kominkiem bijąc się z samym sobą, gdzie sprawa jest już przesądzona. Najwyżej dam tylko jedną rundę a potem wezmę ich ze sobą na przesłuchanie. Tak, to dobry pomysł. I z tym przekonaniem ruszył na tortury dwóch jego największych wrogów.
Kiedy dotarł do drzwi stanął, ubrał na twarz maskę litości pomieszanej ze skrajnym szaleństwem, która przeraża nawet najbardziej doświadczonych Śmierciożerców. Z tym nastawieniem wszedł do Sali w której czekała na niego ciekawa scena. Granger i Weasley stali mierząc różdżkami w Severusa, Lucjusza, Yaxley'a, rodzeństwo Carrow i Lestrange'ów przyciśniętych do ściany z mieszaniną furii i lęku w oczach. Ich różdżki leżały pod nogami Lorda, który powoli zaczynał tracić nad sobą kontrolę, a to nie wróżyło nic dobrego. Voldemort jednym zaklęciem posłał parę na ścianę dbając o to by stracili przytomność. Oddał różdżki swoim sługom i nie mówiąc ani słowa udał się w stronę swojego tronu stojącego pod przeciwległą ścianą.
- Możecie mi wyjaśnić jak to się stało? – zapytał, kiedy usiadł na swym tronie, zadziwiająco spokojnie, chociaż w jego oczach i ruchach kryła się groźba długich tortur i to nie tylko dla gości, ale także dla Wewnętrznego Kręgu. – Jak dwoje nastolatków zdołało was rozbroić? Skoro jesteście tak nieudolni to po co ja was tu jeszcze trzymam? – jego głos choć nadal spokojny po każdym słowie podnosił się powoli przechodząc do krzyku. – Odpowiecie mi, czy będziecie ciągle patrzeć się na mnie jak na figurkę świętego? Takie sztuczki na mnie nie działają. Albo wiecie co? – na to stwierdzenie Śmierciożercy skulili się w sobie wiedząc, że nie przyniesie ono nic dobrego. – Nie chcę wiedzieć jak oni to zrobili. Nie obchodzi mnie żadne wasze wytłumaczenie. To po prostu skaza na waszym honorze dać się rozbroić szesnastolatkom i to jeszcze bez magii, bo jak podejrzewam ich różdżki są u któregoś z was? – po tym pytaniu wszyscy bezgłośnie przytaknęli. - Brzydzę się wami, a skoro stajecie się zniedołężniali może trzeba was wymienić na kogoś młodszego? Doświadczenie każdy może zdobyć. Nie potraficie odpowiedzieć, ani nawet przyznać się do błędu. Myślę, że krótka klątwa pomoże wam zrozumieć i odzyskacie głos. Crucio! – celnie wycelowane uderzyło w Lucjusza Malfoy'a, jako że stał na wprost Toma. Kolejna w kolejce była Bellatrix, która swoje tortury przeżyła w całkowitej ciszy wijąc się na podłodze. Przynajmniej zachowała godność do końca pomyślał Lord. Po skończeniu maltretowania swoich poddanych całkowicie przeszła mu ochota na przesłuchania nastolatków. Kazał Severusowi zabrać ich do lochu. No cóż, będę musiał się zająć nimi później. Po drodze do gabinetu zajrzał do pokoju chłopaka. Zastał go w dość dziwnej pozycji. Leżał koło szafki nocnej. Głowa i ręce do łokci ginęły w ciemności wyzierającej spod łóżka. Wyglądał jakby szukał czegoś co tam wpadło. Wszystko byłoby do wytłumaczenia gdyby nie to, że kiedy Lord podszedł i podniósł go z ziemi chłopak miał zamknięte oczy i wyglądał jakby spał. Położył go na łóżku wpierw ściągając z niego płaszcz. Dopiero po chwili zadał sobie pytanie dlaczego miał on go na sobie. Pewnie chciał uciec. Ale z ciebie debil Tom. Chłopak nie chce cie znać, przebywać tu. Chciał się jak najszybciej stąd wydostać. Tylko jedna rzecz niepokoiła Voldemorta. Dlaczego nie uciekł."
Pukanie do drzwi gabinetu otrzeźwiło Riddle'a. Chyba mam deja vu, a już totalnie zwariuje jeżeli będzie to Severus pomyślał. Szybko doprowadził się do porządku.
- Wejść.
- Mam te eliksiry o które prosiłeś Panie – w wejściu stał nie kto inny jak Mistrz Eliksirów, Severus Sanpe.
- A tak. Przynieś je dziś wieczorem na zebranie. Wezmę je w tedy od ciebie.
- Tak, Panie. Czy mogę coś jeszcze zrobić?
- Tak, przyprowadź do Głównej Sali Granger. Przyjdę tam za pięć minut.
- Tak, Panie – skłonił się nisko i wyszedł cicho zamykając drzwi.
Będę musiał niedługo wypuścić tą Granger i Weasley'a. Najlepiej tak, żeby się Harry nie dowiedział i będę musiał im wykasować pamięć. Tak, ale zajmę się tym później. Z dobrym nastawieniem i prawie wesołym humorem (zobaczenie go w tym stanie grozi niechybną śmiercią) Lord wyszedł z gabinetu kierując się na kolejną rundę przesłuchań.

oOo

Noc wolna od koszmarów. Niestety jedna z nielicznych. Rzadko zdarza się, że ma sen, który nie kończy się koszmarem. zazwyczaj w tedy śni o Draco i o tym jak by to było gdyby w tedy przyjął tą rękę. Gdyby odepchnął rudzielca i przyłączył się do blondyna. Może w tedy byłby w Slytherinie, miałby prawdziwych przyjaciół, nie miałby tyle problemów, przygód. Całe życie było by inne. Miło czasem sobie pomarzyć co by było gdyby, ale co się stało to się nie odstanie. Najważniejsze, że teraz naprawiam swoje błędy i jest lepiej niż mogłem sobie wymarzyć. W dobrym humorze zjadł śniadanie zgarniając zdziwioną minę swego kochanka i poszedł do pokoju się spakować.
Po dwudziestu minutach stali przed domkiem wspominając minione kilka tygodni. Nigdy tego nie zapomną. Szkoda, że jak wrócą do szkoły będą musieli udawać, że się nienawidzą. Nie będą mogli podejść do siebie i powiedzieć: Hej, a pamiętasz to… albo Siema, przypomniałem sobie i zastanawiam się czy ty też pamiętasz jak… Tak, będzie im tego brakować. Nie ma co się roztkliwiać. Może coś wymyślą i wylądują w jednym domu. Żaden z nich nie wierzył, że Draco może trafić do Gryffindoru, ale sam pomysł był przezabawny. Kiedy wspomniał o tym pomyśle Blondynowi i powiedział, że Draco mógłby się poświęcić i przenieść do Gryffindoru. Nie mógł się mu pokazać na oczy przez cały dzień, chyba że chciał zarobić jakąś paskudną klątwą, która zakończyłaby ich wakacje. Na szczęście udało mu się ułagodzić Malfoy'a lodami. Nie wyobrażał sobie jak można tak bardzo kochać lody i desery lodowe. Blondyn je po prostu uwielbiał i dałby za nie wszystko. Dziwne tylko, że jest taki chudy jeżeli je tylko lody i lody. Przecież to sam cukier.
- Harry, żyjesz? Ziemia o Harry'ego.
- Jestem, jestem.
- To dobrze. Chodź, wracamy do zamku.
Teleportowali się do ogrodu. Tak bardzo nie chciał tu wracać. Trzy tygodnie temu dałby wszystko, żeby stąd nie wyjeżdżać. Kochał ten zamek. Pierwsze miejsce, poza Hogwartem, które z czystym sercem mógł nazwać domem. Nikt go tu nie ścigał, nie szukał, miał tu swoich przyjaciół, rodzinę. Jedynym minusem było to, że kiedy były zebrania Śmierciożerców musiał siedzieć w swoim pokoju, żeby nikt go nie zobaczył. Nawet Draco uczestniczył w zebraniach. Na szczęście nie we wszystkich i czasami mogli siedzieć razem, rozmawiać i ćwiczyć jeżeli nadarzyła się ku temu okazja.
A teraz? Chciał uciekać, schować się w ogrodzie albo na jakiejś wyspie pięć tysięcy kilometrów dalej, tak żeby nikt go nie znalazł, ale był pewny, że mu się to nie uda. Tom go wszędzie odnajdzie i zabierze nie pytając o pozwolenie. Będzie chciał porozmawiać. Ale ja nie mam mu nic do powiedzenia podpowiadał głosik w jego głowie. Na pewno?
- Porozmawiasz ze mną w końcu? - odezwał się ktoś za nim.
- Muszę? – zapytał z rezygnacją w głosie znając odpowiedź.
- Tak – to jedno słowo wywołało u niego falę sprzecznych uczuć. Nie wiedział, czy chce zobaczyć wyraz twarzy Toma. Nagle zrobiło mu się przykro, że nie pozwalał mu na spoglądanie do jego umysłu. Jednak pozbierał się w sobie szybciej niż się spodziewał i zaczął odczuwać gniew, którego może mu pozazdrościć nawet sam, obecny tutaj Czarny Pan.
- O czym? – syknął w wężomowie i zauważając jednocześnie, że nie jest w stanie mówić w tej chwili inaczej.
- Chcę… przeprosić.
- O, wielki Lord Voldemort, postrach magicznego świata,  vel Tom Marvolo Riddle vel Czarny Pan przeprasza Harry'ego Pott… Riddle'a vel Złotego Chłopca vel Cholernego-Chłopca-Który-Przeżył – opanował się trochę i mógł mówić normalnie. To było dziwne. Nigdy wcześniej aż tak się nie zdenerwował a nawet jeśli już był wkurzony, to nigdy nie mówił w wężomowie. Szczerze? Nie przeszkadzało mu to. - Wiesz co? Możesz sobie te przeprosiny wsadzić głęboko. Trzeba było pomyśleć wcześniej. A nie, przepraszam, u Ciebie myślenie szwankuje – nie czekając na odpowiedź zostawił zdziwionego Voldemorta przy wejściu do ogrodu. Wiedział, że przesadził, że przeprosiny Toma były szczere. Czuł to, ale był za bardzo uparty i jego duma była urażona i nie przyzna się do błędu tak szybko.

3 komentarze:

  1. Witam,
    no cóż wakacje się skończyły i trzeba wrócić do rzeczywistości, mam nadzieję, że jednak dojdą do porozumienia...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    cudowny, ech wakacje już się skończyły i niestety trzeba wrócić do rzeczywistości, mam nadzieję, że jednak dojdą do jakiegoś porozumienia...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    wspaniały rozdział, wakacje już się skończyły i niestety trzeba wrócić do rzeczywistości, oby doszli do jakiegoś porozumienia...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń