Było około drugiej w nocy kiedy obudził go dziwny hałas dochodzący z kuchni na Grimmauld Place 12. Odruchowo wziął do ręki różdżkę i zszedł na dół. Gdy tylko stanął obiema nogami na parterze ogarnęła go ciemność.
Obudził się w czymś… miękkim? Rozejrzał się dookoła. Faktycznie leżał w ogromnym łóżku z czarno-zieloną pościelą. Ściany były w odcieniach zieleni, srebra i czerni. Niewątpliwie właściciel był Ślizgonem. Naprzeciwko łóżka stało wielkie, mahoniowe biurko zasłane papierami i książkami. Na lewo od niego, pod ścianą stały półki sięgające sufitu zastawione książkami od ziemi do samej góry. Po grzbietach książek mógł osądzić że miały około dwustu lat o ile nie więcej. Wiele z nich było napisanych nieznanym mu językiem, bo nie mógł odczytać tytułu. Jedna z nich przyciągnęła jego wzrok. Była zielona i miała złote zdobienia. Tytuł głosił, iż była to Czarnomagiczna książka o najmocniejszych eliksirach. Obiecał sobie w duchu kiedyś do niej zajrzeć. Leniwie oderwał od niej oczy i spojrzał w górę. Pod sufitem zawieszone były świece, jedyne źródło światła w tym pokoju, nie licząc pomarańczowych promieni zachodzącego słońca wpadających przez wielkie okna.
Ciekawe ile spałem?
Około dwóch dni - wzdrygnął się kiedy usłyszał głos rozlegający się w jego głowie. Był zbyt zaszokowany tym, żeby zareagować jakkolwiek. Zadał pytanie które pierwsze przyszło mu na myśl:
Kim jesteś? - natychmiast zganił się w myślach. Powinien uciekać, a nie czuć się oczarowany głosem drugiej osoby. Ona go przyciągała i nie chciała puścić. Czuł się tak bezpiecznie i na miejscu. Szybko jednak otrząsnął się z tego stanu, bo osoba mu odpowiedziała, ale nie tego oczekiwał.
Nie poznajesz mnie - usłyszał zawód w głosie rozmówcy.
Nie za bardzo - powiedział zgodnie z prawdą. Nie domyślał się z kim mógł by rozmawiać teraz, kto mógł go pować i w dodatku rozmawiać z nim telepatycznie... Coś jednak mu zaświtało, ale nic chiał w to uwierzyć. Gdyby to był Voldemort to zabiłby go bez pytania, bez żadnego wyjaśnienia czy próby zrozumienia. Leżałby teraz pewnie w sali tortur przed Wewnętrznym Kręgiem i zwijał się z bólu pod wpływem Cruciatusa.
Jestem Twój tak jak Ty jesteś mój… Jesteśmy stworzeni dla siebie nawzajem. To bardzo stara magia, o wiele za stara, żeby można było ją tak wytłumaczyć… - rozmówca powiedział ignorując to o czym Harry myślał. Chyba chłopak, z tego co myślał, nawet nie chciał dopuścić do siebie myśli o tym, że jednak rozmawiał z Voldemortem, a on to wszystko słyszał.
Ale kim jesteś? - nie dawał z wygraną.
Kimś kogo nie chcesz spotkać, znać, ktoś kto umiera przez Twoją ignorancję i ufanie niewłaściwym ludziom.
Tom? - a więc jednak. Pewnie teraz zabierze go na tortury i pokaże swoim zwolennikom jaki to Harry Potter jest naiwny i głupi. Będzie się z niego śmiał i poniżał publicznie. Mógłby znieść tortury ale nie wyśmiewanie. Jego dziecinne rozmyślania przerwał spokojny głos Toma.
Tak Harry.
Pokaż się - powiedział wbrew sobie. Chciał teraz krzyczeć uciekać, ale coś go trzymało na miejscu. Nie mógł a raczej nie chciał się stąd ruszać. Było mu tutaj tak dobrze.
Myślałem, że będziesz chciał stąd uciec, jak tylko się dowiesz kto Cię trzyma.
Chcę uciec, ale nie mogę - do głosu dał radę dojść rozsądek, ale nie na długo. - Na razie chcę się chyba dowiedzieć, dlaczego ryzykowałeś złapanie przez zakon Twoich najwierniejszych sług.
Nie wysyłałem na Ciebie moich ludzi - czy to co usłyszał w głosie Lorda to aby rozbawienie? Niemożliwe świat się wali! Voldemort się śmieje... Uciekajcie ludzie! Nie mógł zobaczyć Toma ale wyczuł jego rozbawienie. - Powiedzmy, że ktoś kto chce zostać moim sprzymierzeńcem, żeby mi się przypodobać, porwał Ciebie i przyniósł mi jako podarunek, a że był to prezent to nie należy odmówić prawda?
Ale dlaczego ryzykujesz trzymając mnie tu?
Ponieważ… - wyszedł zostawiając w powietrzu niewypowiedziane słowa, dzięki czemu Harry chciał zostać tu jeszcze bardziej niż wcześniej.
oOo
Minęły trzy dni od porwania Harry' ego. Właśnie trwało zebranie zakonu na Grimmauld Place 12. Wszyscy, oprócz Mistrza Eliksirów, wpatrywali się w Dumbledore.
- Co my teraz zrobimy, gdzie on może być Albusie? - spytała Molly.
- Nie wiem moja droga - odpowiadał po raz setny Albus z miną dobrotliwego starca chcącego uratować cały świat. - Musimy zadbać, żeby nikt się nie dowiedział, że Harry zniknął. Jeżeli to wycieknie do Proroka, to już nic nie uda nam się dowiedzieć bez kontroli prasy i ministerstwa. Poza tym w magicznym świecie zapanuje chaos. Severusie, nie widziałeś przypadkiem Harry'ego u Voldemorta na zamku?
- Nie, ale nawet jeżeli chłopak by tam był, to nikt prócz Czarnego Pana by o tym nie wiedział.
- Dlaczego tak myślisz?
- Ponieważ Czarny Pan ma plany co do chłopaka.
oOo
- Co ON tu robi?
- Aktualnie mieszka.
- A co? On nie ma własnego domu, że musi wykorzystywać Twój zamek? Chwalił się w szkole, że ma wielką posiadłość. Poza tym on jest dupkiem. Nie będę przebywał z nim pod jednym dachem!
- Będziesz i nie ma dyskusji! – wkurzyło go zachowanie chłopaka. To jego dom i nikt nie będzie mu mówił co ma robić. – Chyba, że chcesz wrócić do ukochanego dyrektorka.
- Nie zrobisz mi tego – bardziej stwierdził niż zapytał ze strachem w głosie wiedząc, że jest w stanie to zrobić. Popatrzył w jego oczy i już znał odpowiedź, a raczej pojawiła się ona w jego umyśle. – No niech Ci będzie.
- Masz się z nim zaprzyjaźnić. Spróbujcie zacząć od nowa. Nowe życie, nowi przyjaciele, nowy świat. Pomyśl o tym.
oOo
Spotkajmy się o po kolacji przy wejściu do ogrodu – głosiła wiadomość, którą dostał przed chwilą przez sowę. Zastanawiał się, czy zignorować wiadomość, wiedząc od kogo ją dostał. Mimo tego, że jego rozsądek był na nie, postanowił pójść i dowiedzieć się o co chodzi. Był przecież Potter'em i straciłby ostatnie co mu teraz pozostało, czyli honor, gdyby nie podniósł rękawicy rzuconej prze fretkę... Draco. Tak, musiał się przyzwyczaić do mówienia do niego po imieniu, a najlepiej zacząć od samego siebie.
Siedział na ławce przy wejściu do ogrodu i wpatrywał się w zachodzące słońce. Kątem oka zauważył, że ktoś się do niego zbliża.
- Mogłem się domyślić, że to ty wysłałeś wiadomość.
- Chyba nie miałeś zbyt wielu możliwości wyboru, co? – zapytał z ironią głosie Draco.
- No w sumie to nie – nie podjął wyzwania rzuconego przez Blondyna. W końcu to on go tu zaprosił. – O czym chciałeś pogadać, bo domyślam się, że nie chciałeś się tu ze mną spotkać, żeby oglądać zachód słońca.
- Z tobą? Za kogo ty mnie masz? - rozbawienie wkradło się w głos Draco, a on nie zdążył go zamaskować, przez co zgarnął zdziwione spojrzenie Harry'ego.
- Za cholernego arystokratę, który chowa prawdziwą twarz za maską ironii, wyższości i pogardy w stosunku do wszystkich ludzi na świecie. Tak naprawdę jesteś jeszcze tylko dzieckiem, którego ojciec tylko uczył jak napluć większym na głowę, a nawet nie powiedział, że istnieje coś takiego jak miłość, przyjaźń...
- Wiem co to przyjaźń! – przerwał mu wzburzony Blondyn. Tak, trafił w jego słaby punkt.
- Tak? Czy przypadkiem w twoim słowniku występuje w pojęciu osoby którą się wyzyskuje do własnych celów, a gdy ma problem to niech sobie sama z nim radzi? Ja ci powiem, że przyjaciele zostają z tobą na zawsze, cokolwiek zrobisz lub powiesz. Nie zostawią cię z problemami wiedząc, że mogą na ciebie liczyć w podobnej sytuacji. To jest przyjaciel. Nie ktoś kto jest z tobą tylko dla pozycji lub bogactwa, ale żeby ci pomóc.
Nie wiedział co powiedzieć. Pierwszy raz w życiu zabrakło mu słów i to jeszcze przez cholernego Złotego Chłopca.
- Dzięki za przybliżenie swoich doświadczeń.
- Ależ proszę, przyjemność po mojej stronie. Więc może w końcu powiesz, w jakim celu mnie tu zaprosiłeś?
- Chcę zacząć od początku - powiedział spuszczając głowę. Zdziwił się kiedy nie usłyszał pogardy w głosie Złotego Chłopca, tylko szczere zdumienie i śmiech.
- Wielki Draco Malfoy przeprasza?
- Nie, ale Czarny Pan kazał mi się z tobą pogodzić - odpowiedział chcąc wytłumaczyć swoje zachowanie.
- Pewnie zareagowałeś krzykiem i wściekłością jak dowiedziałeś się, że będę tu mieszkał, co? - Harry nie mógł już powstrzymać i wybuchnął śmiechem ku zdziwieniu Draco.
- Coś takiego. Domyślam się, że ty zareagowałeś podobnie?
- Tak, trochę się na mnie wkurzył. To może zacznijmy tak jak to powinno się wydarzyć pięć lat temu. Jestem Harry Potter – wystawił rękę przed siebie.
- Nazywam się Draco Malfoy – uścisnął rękę ofiarowaną mu przez drugiego chłopaka.
- Miło mi poznać.
Ruszyli ramię w ramię w stronę zamku nie wiedząc co ich czeka. Wspólna przyjaźń może okazać się najlepszą rzeczą jaka ich spotkała, a może przekleństwem ciążącym na ich barkach przez resztę życia.
oOo
Ćwiczył z Draco już kolejną godzinę. Tym razem skupiali się na zaklęciach czarno-magicznych z książki udostępnionej przez Toma.
- Zróbmy przerwę, proszę – zdołał wyszeptać Harry zanim upadł na podłogę z wycieńczenia.
- Weź mi nie mdlej, co? Nie chce mi się ciebie nosić na drugi koniec zamku.
- A od czego są zaklęcia? – zapytał z rozbawieniem zielonooki.
- Nie wiem, ale zawsze w trakcie drogi można kogoś upuścić przez przypadek.
- Spróbowałbyś.
- A co mi zrobisz, jak ledwo możesz się ruszać?
- Mam różdżkę i nie zawaham się jej użyć.
- Oj, jak się boję.
- To lepiej zacznij.
- Nie marudź tylko wstawaj. Jestem głodny.
- Zawołaj skrzata.
Usłyszał trzask i przy nim stał Morek.
- Morek do usług. Czego panicz sobie życzy?
- Ja niczego, ale panicz Draco jest głodny.
- Mam ochotę na szarlotkę.
- Morek już przynosi.
- To może ja też poproszę – mówiąc to zaczął się podnosić z podłogi.
Zdążył wstać i podejść do blondyna gdy przed nimi pojawił się Morek z talerzykami z ciastem.
- Dziękuję, możesz iść – po tych słowach skrzat aportował się z pomieszczenia.
- Wyśmienitą mają szarlotkę – pochwalił Draco.
- Masz rację, ale powinni dać więcej cynamonu.
- Jak uważasz, mi smakuje.
- Co wy robicie?
- Mamy przerwę nie widać?
- A jak zaklęcie? Umiesz już je rzucić?
- Powoli, jest bardzo wyczerpujące.
- A wiesz skąd się wzięło, z czego pobiera energię?
- Niekoniecznie.
- Otóż zaklęcie sugentem anima wysysa duszę ofiary i przekazuje jej magię do osoby rzucającej zaklęcie. Jest to bardzo ciekawa magia, ponieważ zaklęcia nie da się przerwać. Ofiara chodzi, myśli, żyje, pracuje normalnie mimo tego, że umiera. Zaklęcie działa, powoli wwiercając się w duszę oraz magiczny rdzeń. Trwa to około tydzień, a po upływie tego czasu idzie spać i się nigdy nie budzi.
- To skąd mam wiedzieć, że rzucam je poprawnie? - zapytał Harry mimo tego, że wiedział co usłyszy.
- Mam znaleźć ci ofiarę? Wydaje mi się, że nie chcesz tego próbować na ludziach. Naucz się poprawnie wypowiadać formułę i robić odpowiednie ruchy różdżką. Jak się nauczysz, to będziesz wiedział, że robisz poprawnie – wypowiedziawszy te słowa wyszedł z sali treningowej.
- Odechciało mi się uczyć tego zaklęcia z tobą. Jeszcze przypadkiem wymsknie Ci się w moją stronę i się nie pozbieram - zażartował Draco, jednak w jego głosie dało się wyczuć wahanie i lekki strach.
- Nie masz się o co martwić. Nie krzywdzę przyjaciół – tak, mógł Malf… a nie, przepraszam Draco, traktować i nazywać przyjacielem. Mógł mu wszystko powiedzieć, mimo tego że znają się tylko tydzień. Gdyby ktokolwiek z zewnątrz popatrzył na nich, powiedziałby, że znają się co najmniej kilka lat. – Ćwiczymy dalej?
- Tak może lepiej zacznijmy zanim Czarny Pan znowu tu przyjdzie i nam się oberwie za lenistwo – rozpoczęli ćwiczenia przy akompaniamencie śmiechu.
oOo
- Tooom!- rozległ się krzyk Harry'ego po zamku Lorda.
- Czego?
- Nudzi mi się!
- To się poucz. Jutro mamy zajęcia.
- Nauczyłem się już – jęknął chłopak.
- Tak?
- Tak.
Obronił się przed lecącym w jego stronę zaklęciem. Posłał w stronę starszego czarodzieja dość nieprzyjemną klątwę, której nauczył się wczoraj. Ten niestety ją odbił i posłał Harry'ego na ścianę.
- Uczyłeś się?
- Tak!
- Na pewno?
- Tak.
- A nauczyłeś się?
- No.
- To teraz musisz poćwiczyć refleks. I pamiętaj, że jak rzucisz zaklęcie to nie znaczy, że wygrałeś, bo ktoś może je zablokować i wysłać w Ciebie taką na przykład Avadę. Musisz się pilnować i być czujnym w każdym momencie walki, aż nie będziesz pewny, że przeciwnik nie żyje, albo jest trwale uszkodzony.
- Dobra, idę poćwiczyć. A jak spotkasz Draco to przekaż mu, żeby wpadł do sali treningowej, ok?
- Nie wymagasz za wiele?
- Oj no nie bądź taki! Proszę - zrobił słodkie oczka.
- Nie działa to na mnie – po chwili namysłu dodał: - Dobra jak spotkam to przekaże.
- Dzięki - rzucił mu się na szyję.
-Musisz to robić? - zapytał z uśmiechem.
-Tak, kocham się przytulać.
Posłał mu jeden z tych rozbrajających uśmiechów i puścił się biegiem na drugi koniec zamku do sali treningowej. Zachowywała się ona podobnie do Pokoju Życzeń. Pojawiało się w niej to, co dana osoba potrzebowała do ćwiczeń. No może oprócz żywych ludzi i zwierząt.
Gdy tylko Harry przekroczył próg sali poleciało w jego stronę kilka zaklęć. Oczywiście była to tylko drętwota, jednak mimo wszystko nie chciał nią dostać, więc odruchowo stworzył tarczę. Wysłał dwa zaklęcia w stronę manekinów, które pod wpływem zaklęcia rozsypały się na proch. Kolejnych przeciwników unieruchomił, bądź zdezintegrował. Nagle w jego stronę poleciało zaklęcie mrożące. W ostatniej chwili uskoczył posyłając w odwecie zaklęcie łamiące kości. W ostatniej chwili przeciwnik utworzył tarczę. Harry nie zdążył obronić się przed nadlatującym zaklęciem snu i pozostała tylko ciemność.
oOo
- Remusie, wiesz gdzie jest Harry?
- Nie wiem, ale nawet jak bym wiedział, to bym nie powiedział.
- Ale o co chodzi?
- O co? O to, że to tylko dziecko, a Ty robisz z niego rycerza jasnej strony, który ma stawić czoło Czarnemu Panu. On ma tylko 15 lat!
- Takie jest jego przeznaczenie – nie, nie podda się, musi przekonać Remusa, żeby został po jego stronie.
- Przeznaczenie? Przez tą głupią przepowiednie zginął Syriusz! - odparował, wściekły na Albusa.
- Wiem, mi też jest przykro.
- Nie wiem co Ci jest, ale ja wypisuje się z tego interesu – mówiąc to zbliżał się do drzwi od kuchni. Gdy był już poza kuchnią rzucił się biegiem w stronę drzwi wejściowych.
Wypadł na ulicę i nie zważając na deszcz pobiegł do najbliższego pubu. Nie chciał słyszeć o całym magicznym świecie. Chciał zapomnieć o Syriuszu, o Harrym, o Albusie, o wszystkim.
Usiadł przy barze i zaczął pić. Po piątej lub szóstej kolejce zapomniał. Nie wiedział gdzie jest, kim jest, co robi i po co. Nie chciał wiedzieć. Koło godziny drugiej w nocy wrócił do Kwatery Głównej i udał się od razu do swojego pokoju, dziękując Merlinowi, że nie spotkał po drodze nikogo z Zakonu.
oOo
Obudził się z potwornym bólem głowy. Światło raziło go po oczach, Molly tak głośno tłukła się w kuchni. Po omacku zaczął przeszukiwać szafkę nocną w celu odszukania eliksiru na kaca. To była jedyna rzecz jaka mogła mu teraz pomóc. Nie chciał nic więcej.
Kiedy wymacał ukochaną fiolkę odkorkował ją i wlał całą zawartość do gardła. Po chwili zniknął ból głowy, światło przestało być tak wkurzające, nawet odgłosy dochodzące z kuchni stały się cichsze. Spojrzał na zegarek wiszący nad kominkiem. Nie zdziwił się, że jest godzina piętnasta. Idealny czas na obiad.
oOo
Obudził się w sali treningowej. Patrząc przez okno mógł stwierdzić, że przespał cały dzień. Od kogo dostałem zaklęciem snu? Jednak nie dane mu było zastanawiać się nad tym długo, ponieważ do pokoju wszedł Voldemort.
- Chodź.
- Po co? - bolała go głowa najprawdopodobniej od upadku.
- Musisz napisać list.
- Ja?
- No chyba nie ja?
- Do kogo?
- Do Twojego ukochanego wilkołaka.
- Ok. Ale musi być jakiś haczyk, prawda?
- Tak. Musisz przekonać go, by użył świstoklika i przeniósł się tu jutro o północy.
- Dobra. Daj mi kartkę, pióro, kałamarz i świstoklik.
- Ale jesteś wymagający. Nie masz swoich?
- Pióro i kałamarz mam w kufrze, ale kartkę musisz mi dać.
- No dobra. Chodź do mojego gabinetu.
Resztę drogi przebyli w milczeniu.
oOo
Drogi Remusie
Nie martw się o mnie. Jestem cały i zdrowy. Znalazłem przyjaciela. Wiem, że to dziwnie brzmi, ale to prawda. Przesyłam Ci świstoklik, który zabierze Cię do miejsca w którym się ukrywam. Aktywuje się jutro o północy. Nie zapomnij ubrać pantofelków. Nie no żart. Udziela mi się humor osoby siedzącej obok mnie. Nie mogę zdradzić za dużo. Wszystkiego dowiesz się jak już tu będziesz. Mogę się założyć, że będziesz bardzo zdziwiony. Muszę zapewnić Cię, że mam się doskonale, czuję się bezpiecznie i przynajmniej sypiam w miarę dobrze. Czekam na Twoje przybycie.
Twój Harry
- Mam iść po Hedwigę? - zapytał mimo tego, że znał odpowiedź. Odkąd się tu znalazł wysłał dwa listy do swoich przyjaciół i nigdy nie używał Hedwigi. Myślał, że może teraz będzie mógł.
- Nie, lepiej weź mojego ptaka. Twoją sowę mógł by ktoś przechwycić.
- Dobrze - powiedział niechętnie. Hedwiga mogła latać na terenie posiadłości. Chociaż tyle, że nie siedziała cały czas w klatce, bo chyba by zwariowała. - Mam takie pytanie. Wiesz może kto rzucił we mnie zaklęciem snu?
- Skąd mam to wiedzieć, jeżeli mnie tam nie było?
- Nie wiem, może stąd, że wiesz wszystko co się dzieje w Twoim zamku.
- A co ja wyrocznia w Delfach?
- No dobra. Idę poszukać Draco.
- Jest w ogrodzie.
- A jednak wiesz...
- Nie, po prostu lubi tam przesiadywać.
- Dzięki za informacje.
- Proszę – niestety Harry nie usłyszał odpowiedzi, ponieważ rzucił się biegiem w stronę drzwi na taras, przez który było bezpośrednie połączenie z ogrodem.
____________________________________
sugentem anima – z łac. wysysanie duszy
Witam,
OdpowiedzUsuńświetny, Harry zaprzyjaźnił się z Draco, ciekawe jak Remus zareaguje gdzie i z kim jest Harry...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
rozdział świetny, Harry zaprzyjažnił się z Draco i z tego się bardzo cieszę, zastanwia mnie kwestia reakcji Remusa jak się dowie gdzie jest Harry i z kim jest...
OdpowiedzUsuńDużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza
Hej,
OdpowiedzUsuńświetny rozdział, cieszę się, że Harry zaprzyjaźnił się z Draco, zastanwia mnie kwestia reakcji Remusa jak się dowie gdzie jest Harry i z kim jest...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga