niedziela, 27 stycznia 2013

Rozdział II


Czekał na Remusa w ogrodzie. Nie dostał od niego ,odpowiedzi, więc nie był pewien jak Lupin zareagował i czy ufa mu ta tyle by pakować się tutaj w ciemno. Bał się czy wilkołak będzie chciał stanąć po stronie Voldemorta.
Teraz to nasza strona. – Poprawił go Tom.
Tak, po naszej. A teraz nie przeszkadzaj.
Śmiesz do mnie tak mówić? - starał się by jego głos brzmiał przerażająco, ale zważywszy na to, że próbował się nie śmiać nie za bardzo mu to wyszło. Tylko Harry potrafił go tak rozśmieszyć.
Śmiem i nie, nie boję się ciebie - odpowiedział na jeszcze nie zadane pytanie.
To lepiej zacznij, bo się nie pozbierasz - grobowy ton do niego nie pasował.
Tak, tak już mdleję z przerażenia.
Voldemort nie zdążył nic odpowiedzieć, ponieważ na polanie pojawił się Lupin. Kiedy zobaczył chłopaka rzucił się na niego.
- Gdzieś Ty był?
- Tutaj.
- To znaczy gdzie?
- W najbezpieczniejszym dla niego miejscu – wtrącił się Voldemort, który nagle pojawił się za plecami Remusa, a ten na dźwięk jego głosu puścił Harry'ego i z przerażeniem w oczach, które szybko zmieniało się we wściekłość staną pomiędzy chłopakiem a Lordem.
- Harry, co ty u NIEGO robisz? Dlaczego nie napisałeś w liście wprost, że mam cię stąd zabrać? Przecież pisałeś, że jesteś w bezpiecznym miejscu. Co to wszystko znaczy? Byłeś pod Imperiusem, prawda? Nadal jesteś? A to jest pułapka, żeby można było mnie torturować i wydobyć informacje o Zakonie i...
- Hej, nic się nie stało - przerwał mu spokojnie Harry głosem jakby tłumaczył zasadę działania zabawki małemu dziecku, - Wiesz przecież, że umiem przeciw stawić się Imperiusowi. Po prostu to zaklęcie na mnie nie działa. Naprawdę czuję się tutaj bardzo bezpiecznie i przede wszystkim jestem tutaj bezpieczny jak nigdzie indziej. Nikt mnie tu nie znajdzie. Poza tym on - wskazał ręką na stojącego za Lupinem Voldemorta, który wykrzywił się w grymasie na to jak Harry o nim powiedział - nie chce mnie już zabić. Dodatkowo całą posiadłość chronią silne zaklęcia antydeportacyjne, dlatego mogą się tu dostać tylko osoby ze znakiem i świstoklikiem. Jest to twierdza nie do zdobycia, nie do wykrycia. Nawet mój namiar tutaj nie działa, inaczej całe ministerstwo już by wiedziało, że używam czarów poza szkołą, prawda? Już by było głośno na temat porwania Złotego Chłopca, a domyślam się, że nikt o tym nie wie poza zakonem, nie mylę się?
- Tak, to prawda - odpowiedział już spokojny Remus. - Dumbledore chce zachować to jak najdłużej w tajemnicy, ale coraz gorzej mu to wychodzi. Kończą mu się wymówki dlaczego nie wychodzisz z domu, ale jestem bardzo ciekawy, ile Prorokowi zajmie odkrycie prawdy.
- Inna sprawa jest taka, że Tom – w momencie jak Harry wypowiedział imię Czarnego Pana Lupin zrobił wielkie oczy nie wiedząc, co powiedzieć. – Tak, mówię do niego po imieniu.
- Ja tu wciąż jestem – przypomniał się grzecznie Lord.
- Tak, wiem. Czuję twoją magię wokół mnie. A wracając do tematu. Tom chciałby, żebyś staną po jeg… naszej stronie. Będziesz szpiegował Zakon.
- Nie zgadzam się. Chcę zostać tutaj z tobą.
- Nie ma mowy. Jest pod moją opieką i żadnej innej nie potrzebuje - odpowiedział Voldemort zanim zdążył się ugryźć w język. Harry popatrzył na niego z lekką naganą. Za takie spojrzenie ktoś inny już by nie żył, ale to był Harry. Wilkołak patrzył zdezorientowany błądząc wzrokiem między chłopakiem a mężczyzną nie wiedząc co powiedzie, ale na szczęście odezwał się Harry.
- Oj no proszę, Tom.
Nie mógł mu odmówić. Nie temu chłopakowi, który nigdy nic nie miał, nigdy nic nie chciał. O czym Ty myślisz? – zganił się.
- No dobra. Niech ci będzie. Każ skrzatom przygotować dla niego pokój. - Po tych słowach obrócił się na pięcie i wyszedł z ogrodu w stronę zamku nie racząc się odwrócić i zobaczyć czy Harry i wilkołak podążają za nim.

oOo

Przez dwa tygodnie spędzone u Voldemorta na zamku, nauczył się więcej niż przez pięć lat nauki w szkole, przeczytał więcej książek, a wszystkie z własnej woli. Po prostu interesowały go tytuły, a kiedy już zaczął nie mógł przestać. Zaklęcia, o których wcześniej nie słyszał były dla niego łatwe jak Drętwota. Większość z nich była oczywiście Czarnomagiczna. Czuł dziwny pociąg do tej dziedziny magii. Nie wiedział czy to dobrze czy źle. Nikt nie mógł mu tego wytłumaczyć, a wstydził się pytać o to Toma. Zawsze tłumaczył sobie, że ma inne zajęcia, spotkania ze Śmieciożercami (jak nazywał ich Draco), ataki na mugolskie wioski (Harry nadal nie wiedział po co Lord się w to bawi). Cieszył się, że tutaj trafił nawet jeżeli został porwany. Zaprzyjaźnił się z Draco, przekonał wilkołaka do zmiany stron, poznał Lorda, który wcale nie jest tak rządny krwi, jak to opisuje dyrektor (no może tylko czasami). Nauczył się także walki białą bronią, dzięki regularnym treningom wzmógł się jego apetyt i trochę przytył. Mięśnie, które wyrobił sobie grając w quidditch stały się bardziej wyraźne. Urósł także kilka cali, więc nie wyglądał już jakby zaraz miał go porwać wiatr. Zaczął także myśleć o przyjaciołach, jak oni zareaguję, jeżeli się dowiedzą, że zaprzyjaźnił się z ich odwiecznym wrogiem. Co zrobią kiedy dowiedzą się gdzie spędził wakacje i czy w ogóle ma po co wracać do szkoły.
- O czym myślisz?- z rozmyślań wyrwał go znajomy głos, lecz dopiero po chwili zorientował się, kto się do niego przysiadł.
- Dobrze wiesz o czym myślę. Jestem kiepski w oklumencji, a poza tym możemy się porozumiewać ze sobą telepatycznie, więc chyba nie sprawia ci problemu odgadnięcie o czym myślę.
- Nie, nie sprawia, ale chciałem się dowiedzieć od Ciebie. Usłyszałem tylko urywek twoich myśli i nie chciałbyś, żebym wyciągnął błędne wnioski ze zdań wyrwanych z kontekstu.
- O wszystkim. O tym miejscu, o Tobie, o Draco, o Remusie, o szkole, o tym, że pierwszy raz nie chcę tam jechać, o tym, że będę musiał udawać nienawiść w stosunku do przyjaciela, o tym, że Cię nie zobaczę przez długi czas. Przyzwyczaiłem się do Twoich żartów i ogólnie do Ciebie.
- O to ostatnie bym się na Twoim miejscu nie martwił, bo to da się załatwić. Chodź ze mną. - Uśmiechnął się tajemniczo i wstał pociągając za sobą chłopaka.
W ciszy doszli do gabinetu Lorda.
- Siadaj.
- Tom, o co chodzi? - spytał widząc jak Voldemort wyciąga z biurka małe pudełeczko.
- Mam pytanie, ale od razu mówię, potraktuj je bardzo poważnie. Czy chciałbyś zostać…- w tym momencie do gabinetu wpadł Lucjusz Malfoy, Severus Snape, Bellatrix Lestrenge oraz jej brat Serpen .
- Panie… - wszyscy ukłonili się, dotykając prawie że nosem podłogi.
- Tak? - zapytał Lord wściekły ich wtargnięciem do jego gabinetu po pierwsze bez pukania, a po drugie w tak ważnym momencie. W ostatniej chwili przypomniał sobie, że naprzeciwko niego, na szczęście tyłem do nich, w fotelu, siedzi Harry z miną jakby miał zaraz popełnić samobójstwo. Lord, żeby uratować sytuacje, podszedł w stronę Śmierciożerców i oparł się o fotel, w którym siedział Harry. Usłyszał jak ten odetchnął i uśmiechnął się w duchu.
- Czego chcieliście, bezczelnie wpadając tu bez pukania?! Musicie mieć bardzo dobry powód, by nie zasłużyć na karę.
- Chłopak zniknął – Voldemort udawał zdziwionego tą informacją. Jednocześnie błagał Harry' ego w myślach, by ten nie wybuchnął teraz śmiechem.
- Kiedy zniknął? - opowiedział z udawanym spokojem dobrze maskując śmiech.
- Jakieś dwa tygodnie temu w nocy. Ktoś porwał go z Kwatery Głównej Zakonu Feniksa.
- A czy przypadkiem ta ruina nie ma nałożonych zaklęć antydeportacyjnych? - zapytał znając odpowiedź i nie oczekując jej od jego poddanych, a jednak Lucjusz nie był w stanie się powstrzymać i opowiedział.
- Owszem ma, jednak ich poziom jest tak niski, że byle jaki czarodziej mógł je ściągnąć i bez problemu założyć z powrotem - to zdanie ociekało wręcz sarkazmem i kpiną.
- Jednak dziwi mnie fakt, że mówicie mi o tym dopiero teraz – Tom mówił spokojnie, jednak w powietrzu dało się wyczuć wściekłość Czarnego Pana, na szczęście (nie dla wszystkich) udawaną.
- Dopiero dziś ta informacja dotarła do prasy - odezwał się po raz pierwszy Snape.
- Nie wmawiaj mi Severusie, że nie wiedziałeś o tym wcześniej.
Mistrz Eliksirów nie odpowiedział wiedząc, że cokolwiek teraz powie i tak sobie nie pomoże.
- Panie, mamy zacząć szukać chłopaka?
- Tak Bellatrix, a jak tylko go znajdziecie przyprowadźcie go do mnie. Jednak uprzedzam, że ma on tu trafić w stanie nienaruszonym. Zrozumiano?
- Tak Panie - odpowiedzieli wszyscy zgodnie i wyszli z pomieszczenia.
- A więc dokończmy to co zacząłem. Czy chciałbyś zostać moim synem? – zapytał klękając przed Harrym z otwartym pudełkiem, w którym świecił mały pierścień z wężem i wygrawerowaną literą „R". Harry aż zaniemówił z wrażenia.
- Powiesz chociaż tak czy nie? –zapytał zaniepokojony Tom.
- Tak – powiedział ze łzami w oczach młody Riddle. Tak Harry Riddle, jak to ładnie brzmi. Przecież dyrektorek padnie na zawał…
- Tak, będzie miał niezłe zdziwienie, ale nie udowodni Ci, że nazwisko otrzymałeś ode mnie, ani że ten pierścień to tak naprawdę świstoklik, dzięki któremu możesz się tu teleportować kiedy chcesz i kiedy ja Cię wezwę.
- Dziękuję – Harry uwiesił się na Tomie, który zaczął marudzić.
- Wiesz, że w przyszłym tygodniu są Twoje urodziny?
- Tak? Nigdy o nich nie pamiętam - odpowiedział zapatrzony w pierścień błyszczący się na jego palcu.
- Tak. Chcesz jakiś prezent? - zapytał rozbawiony reakcją chłopaka Tom.
- Nie, już tyle dla mnie zrobiliście – Harry ponownie zawisł Lordowi na szyi. Tym razem Tom też nie był zadowolony zbytnią czułością.
- A może chcesz gdzieś wyjechać na wakacje z Draco? – zapytał gdy młody zszedł już z niego.
- Hmm… To nie jest głupi pomysł - zastanowił się i już chciał zerwać się z fotela kiedy padło najważniejsze pytanie.
- To gdzie chcesz pojechać?
- Czemu zadajesz mi takie trudne pytania? - zmierzył Voldemorta wzrokiem. Nawet po czasie spędzonym tutaj z Riddlem nie mógł się nadziwić jak udało mu się zmienić wygląd z jaszczurki bez nosa na hmmm... całkiem przystojnego mężczyznę. Jego włosy, nawet trochę długie miały kolor smoły, oczy także zmieniły kolor ze szkarłatnych na zielone, identyczne jakie miał Harry. Kiedyś zapytał się dlaczego, a Tom odpowiedział, że to dlatego, iż mają wspólnego przodka, którym jest Salazar Slytherin. Twarz Riddle'a nabrała zdrowego koloru i nawet trochę się opaliła. Tom ubierał się po mugolsku: w czarną koszulę i, oczywiście, czarne spodnie. Kiedy zauważył, że Harry go obserwuje, co zdarzało się nadzwyczaj często, zapytał z rozbawieniem:
- Może Meksyk?
Harry speszył się przyłapany na gapieniu się na Lorda odpowiedział - Dobrze, może być.
- To idź się spakować a ja powiem Lucjuszowi, że wysyłam Jego syna na misję - szturchnął chłopaka lekko w ramię, a ten niechętnie powlókł się do swojego pokoju.
- Dzięki Tom - powiedział przed wyjściem z pokoju nawet się nie odwracając.
- Do usług - odpowiedział Voldemort kłaniając się, ale Harry nawet tego nie widział.
Harry spakował wszystkie rzeczy do kufra, zaklęciem pomniejszył bagaż i wsadził go do kieszeni. W końcu będzie miał prawdziwe wakacje, będzie mógł pogadać z Draco bez nadzoru Toma, ale szczerze to będzie mu go brakować. Przyzwyczaił się do niego. No nic, da radę. W końcu będzie z nim Draco.
- Gotowy?
- Tak. Na ile tam jedziemy? - zadał pytanie, które męczyło go od wyjścia z gabinetu.
- Na dwa tygodnie, chyba że będziesz chciał tam zostać dłużej.
- Teleportujemy się od razu na miejsce?
- Tak, jakieś dziesięć metrów od hotelu - Draco nie potrafił ukryć rozbawienia pytaniami swego towarzysza i zarobił za to kuksańca w żebra. Pytania, z pozoru, zadane od niechcenia wyjawiały obawy Harry'ego względem tego wyjazdu. Strach był oczywiście nie potrzebny, ale trudno jest to wytłumaczyć komuś kto pierwszy raz w swoim życiu jedzie na wakacje.
Pożegnał się z Tomem (czytaj uwiesił mu się na szyi i nie chciał puścić). W końcu Lord zdjął go z siebie, ale Harry przewiesił się na Remusa.
- Jeżeli chcecie zająć dobre miejsce w hotelu to musicie już lecieć – burknął Voldemort zły na Harry'ego, że ten nie puszczał wilkołaka z uścisku, a jemu najwyraźniej to nie przeszkadzało.
Oderwał się od Remusa i złapał Draco za nadgarstek i znaleźli się przed pięciogwiazdkowym hotelem. Gdyby nie ręka Draco, jak zwykle by się przewrócił.
- Tom ma gust, co nie? - zapytał gapiąc się na zdobienia fasady budynku. Była ona w kolorach niebieskim, żółtym i pomarańczowym.
- Tak, to prawda. Czarny Pan nie wybiera byle jakich miejsc.
- Dobra, chodź wynająć pokój.
Weszli do przestronnego lobby w kolorach piaskowym i żółtym. Od razu skierowali się do recepcji stojącej po przeciwnej stronie holu.
- Chcielibyśmy wynająć pokój - odezwał się po hiszpańsku Draco.
- Nazwisko? - zapytała uprzejmie recepcjonistka patrząc pomiędzy nimi.
- Riddle - wtrącił Harry, który użył zaklęcia tłumacza nie chcąc być gorszym od Ślizgona.
- Mają panowie rezerwacje - uśmiechnęła się do nich patrząc w komputerze, że jest to pokój małżeński.
- Tak? Jaki pokój? - nie zdołał się powstrzymać Draco. Harry popatrzył na niego z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy. Nigdy wcześniej nie widział, żeby Draco reagował tak gwałtownie. Zawsze był opanowany i...
- Największy apartament dostępny w hotelu. Posiada basen i widok na morze - przerwała jego myśli recepcjonistka.
- Dobrze, mogę klucz? - Harry wyszczerzył się jak wariat.
- Oczywiście.
Dostali dwie karty i skierowali się na drugie piętro do pokoju numer piętnaście. Pokój urządzony był w kolorach bieli, beżu, piasku i czerwieni. Na prawo od wejścia znajdowało się wielkie łóżko z baldachimem. Czarno-czerwone kolory pościeli kontrastowały ze sobą i jednocześnie idealnie do siebie pasowały. Naprzeciwko drzwi wejściowych była przeszklona ściana, a na tarasie za nią znajdował się basen z jacuzzi. Zaraz koło wejścia, po lewej stronie było dwoje drzwi. Jedne prowadziły do wielkiej łazienki wyposażonej (chyba ze względu na Draco) we wszelkiego rodzaju szampony, mydła, balsamy i kremy do opalania. Sama łazienka była utrzymana w stonowanych kolorach. Na ścianach przeważał błękit kontrastujący z jaskrawą zielenią sufitu, a podłoga była wyłożona  czarno-białymi kafelkami. Pod jedną ze ścian stał prysznic dostatecznie duży, by zmieściły się w nim dwie lub nawet trzy osoby. Pod przeciwległą ścianą była wanna wbudowana w podłogę. Wyglądała niemal jak ta w łazience prefektów. Zamiast jednej ze ścian było lustro sięgające od ziemi do sufitu. Harry od razu skierował się na lewo do barku stojącego pod szklaną ścianą i nalał sobie oraz Draco ognistej.
- Chcesz?
- No jasne. Przyda mi się tego więcej, szczególnie że mamy, niestety, spać razem w jednym łóżku - sugestywny ton Draco przeczył temu, co przed chwilą powiedział.
- Myślałem, że jeżeli jesteśmy przyjaciółmi nie będzie ci to przeszkadzać? - smutek, który wkradł się do jego głosu był jak najbardziej udawany, ale Blondyn chyba tego nie zauważył. Powoli podszedł do Harry'ego z lekkim uśmiechem nie wróżącym nic dobrego. Wyjął szklankę z jego rąk, odstawił ją na stolik, a w tym czasie Harry próbował odepchnąć od siebie Blondyna. Ten jednak nie dał za wygraną i przyszpilił Chłopca-Który-Przeżył do ściany, jedną ręką przytrzymując jego dłonie wysoko nad głową a drugą podnosząc jego brodę tak, by Harry spojrzał mu w oczy.
- Zawsze chciałem to zrobić - wyszeptał mu do ucha. Zielonookiego przeszedł dreszcz kiedy oddech Draco owinął się wokoło jego karku.
- To czemu nie robisz? - zapytał z prośbą w głosie Harry.
- A mogę? - zdziwienie stalowookiego było wręcz namacalne. Od kiedy tylko poznał Harry'ego przed pierwszą klasą Hogwartu marzył o tym by go pocałować. Odwracał są uwagę tym, że cały czas się kłócili i nie rozmawiali normalnie. W zamku, od kiedy się pogodzili i zostali przyjaciółmi, coraz trudniej było mu wytrzymać. Za każdym razem kiedy widział zielonookiego miał ochotę się na niego rzucić, ale nadszedł w końcu ten dzień, w którym będzie mógł pocałować Harry'ego nie bojąc się odtrącenia.
- A musisz pytać o... - dalsza część wypowiedzi została pochłonięta przez usta Blondyna przykrywające jego własne. Ich języki splotły się w tańcu walcząc ze sobą o dominacje. Żaden z nich nie chciał dać drugiemu wygrać. Draco puścił ręce Złotego Chłopca i zaczął wodzić swoimi dłońmi po ciele znajdującym się pomiędzy nim a ścianą. Harry nie chcąc zostać dłużnym oddawał zacięcie pieszczotę. Stalowooki przeniósł swe usta niżej wytyczając szlak od jego szczęki poprzez obojczyk do klatki piersiowej. Oderwał się na chwilę by zobaczyć swoje dzieło i ocenił, że malinki zejdą dopiero za kilka dni.
Harry nie wiedząc kiedy odwrócił rolę i teraz to Draco stał przyciśnięty do ściany, ale najwyraźniej mu to nie przeszkadzało. Harry podgryzał i szczypał szyję Malfoy'a zostawiając na malinki niczym swój podpis, a Draco na tę pieszczotę mruczał jak kociak.
- Kociaku, czy przypadkiem twoje imię nie oznacza smoka? - powiedział kiedy udało mu się oderwać od podgryzania drugiego czarodzieja.
- Możesz do mnie mówić jakkolwiek byle nie kociaku - warknął, ale dość szybko złość mu przeszła udobruchany lekkimi pocałunkami.
- A może być tygrysie? - zapytał z rozbawieniem.
- Nie, wolałbym Smoku - odpowiedział dopiero po chwili.
Powoli zaczął się cofać pod przeciwległą ścianę. Draco tylko stał i się na niego gapił nie mogąc zrozumieć dlaczego Harry ucieka.
- Dobrze Smoczku - powiedział Złoty Chłopiec uchylając się w ostatniej chwili przed lecącym w jego stronę zaklęciem.
- Avis - ptaki pojawiające się znikąd zaatakowały Harry'ego, który nie wiedząc co zrobić zaczął biegać po pokoju jak wariat machając rękami i wykrzykując wszelkie znane my przekleństwa pod adresem Draco. Ten jednak niczym się nie przejmując odwołał ptaki.
- Tarantallegra -  szepnął konspiracyjnym szeptem celując w nogi zielonookiego, które w tym samym momencie odmówiły mu posłuszeństwa i robiły co chciały. Draco nie mogąc dłużej wytrzymać wybuchnął śmiechem i zaczął się tarzać po podłodze w atakach niekontrolowanego śmiechu.
- Draco!... Draco!... Prze...praszam - wydyszał Harry pomiędzy oddechami. Aktualnie leżał na ziemi kawałek od Blondyna i patrzył się na niego jak na psychicznie chorego. - Draco! Proszę, skończ już. - Draco w przypływie dobrego humoru skończył zaklęcie, ale nie raczył podnieść się z dywanu, który był tak rozkosznie miękki. W jednej chwili sytuacja zmieniła się tak diametralnie, że z przerażeniem otworzył oczy i zobaczył nad sobą twarz Harry'ego wykrzywioną uśmiechem zemsty. Zielonooki siedział mu na biodrach, ręce miał oparte po obu stronach jego głowy jednocześnie przytrzymując jego ręce by nie mógł go zepchnąć.
- Proszę, proszę i kto tu teraz jest górą? - zapytał i nie dał dopowiedzieć Blondynowi pochylając się nad nim  i namiętnie całując. Draco poddał się pieszczocie, która została nad wyraz szybko skończona.
- To co teraz robimy? - zapytał z uśmiechem Ciemnowłosy widząc niezadowoloną minę swojego przyjaciela. Nadal siedział na Blondynie i trzymał jego ręce, ale był w takiej odległości by widzieć całą jego twarz.
- A jak myślisz, co bym chciał robić? - zapytał zaczepnie mając nadzieję, że Harry nie podchwyci tego tematu.
- No nie wiem, nie umiem czytać w twoich myślach, ale znajdują się tam pewnie słowa takie jak: ja, ty, teraz, łóżko.
- Prawie zgadłeś - powiedział Blondyn rumieniąc się i przeklinając się w duchu za to, że sprowokował drugiego chłopaka.
- Tak? No popatrz - powiedział ze złośliwością widząc jak policzki Draco robią się czerwone. A był to tak piękny i rzadki widok, że postanowił podtrzymać go trochę dłużej. - A gdzie zrobiłem błąd?
Draco wziął kilka oddechów, uspokoił się i odpowiedział bez większych problemów - ja, ty, teraz, dywan. - Draco z uśmieszkiem poderwał się tak szybko, że zanim Harry miał okazję zareagować został przyciągnięty siłą do dość brutalnego pocałunku wyrażającego całą frustrację Draco, jego pożądanie, namiętność i wszelkie inne emocje związane z Harrym. Chłopiec-Który-Teraz-Się-Cieszył-Że-Jednak-Przeżył roztopił się w ramionach Draco powalając go na plecy i leżąc na nim. Zawzięcie oddawał pocałunek nie przejmując się tym, że nie ma czym oddychać. Dopiero stalowooki pomyślał o czymś tak trywialnym jak tlen i lekko odsunął się od Harry'ego oddychając głębko.
- Chyba dobrze, że mamy tylko jedno łóżko nie sądzisz?
- Taak. Transmutowanie dwóch w jedno mijało by się z celem - odpowiedział rozbawiony Draco.
- Hmmm... To co, idziemy pozwiedzać plażę?
- Chętnie, bo ten dywan zaczął mnie gnieść w plecy. Następnym razem ty jesteś na dole! - krzyknął za Harrym, który złapał swoje kąpielówki i poszedł do łazienki się przebrać.
- Chciałbyś! - usłyszał odpowiedź, a zaraz po niej stek przekleństw i następujące po nich swoje imię.
- Taak? - zapytał słodkim głosem Draco wiedząc o co chodzi.
- Czy ja wyglądam jak gryzak? - zapytał stając w drzwiach łazienki. Od szczęki, poprzez szyję i obojczyk do klatki piersiowej biegła czerwona linia malinek wyglądająca jak wstążka. Sam Harry stał w kąpielówkach. Mięśnie rysowały się delikatnie pod jego skórą i poruszały się przy każdym najmniejszym ruchu. Nie był napakowany, ani też przeraźliwie chudy. Draco musiał przyznać, że przytył przez ten czas spędzony w zamku. Urósł też parę cali i był wzrostu Blondyna. Stalowooki nie panując nad sobą podszedł powoli obserwując reakcję Harry'ego, każdy grymas na jego twarzy. Był zadowolony z siebie, że kiedy zbliżył się dostatecznie blisko Złoty Chłopiec odprężył się przylgnął do niego całym ciałem.
- Wyglądasz jak bardzo seksowny i pociągający gryzak - wyszeptał do mu do ucha i poczuł dreszcz przebiegający przez Harry'ego.
- Miło, że tak uważasz, ale nie mam ochoty tak iść na plażę - Odpowiedział na zaczepkę Blondyna. Bliskość Draco rozpraszała go i nie pozwalała się skupić. Był taki piękny, taki doskonały. Chciał go pocałować od kiedy pierwszy raz go zobaczył pięć lat temu w pociągu do Hogwartu, a potem poznał Rona i Hermionę i wszystko zepsuli. Przez swoją głupotę stracił pięć lat wspaniałej przyjaźni, a może nawet miłości. Nie potrafił już teraz zrezygnować z Draco. Nie potrafiłby być na niego złym, wściekać się na niego, krzyczeć. Prędzej by się na niego rzucił i wycałował ku oburzeniu Hermiony i obrzydzeniu Rona. Nawet teraz ledwo się powstrzymywał od pocałowania tych miękkich, kuszących, malinowych ust. Były one tak idealne, jak by były stworzone do tej czynności.
- Oczywiście mój drogi - odpowiedział Draco kuszącym głosem przerywając Harry'emu podziwianie go i jakby czytając mu w myślach pocałował go delikatnie po czym wyciągnął różdżkę z kieszeni spodni i dotknął nią lekko czerwonego miejsca i wyszeptał - ageretur morsus. - Czerwone ślady zaczęły blednąć, po czym całkowicie zniknęły.
- Hmm... Tobie też by się przydało - wyszeptał Harry i ugryzł go w ucho przyprawiając Draco o dreszcze. - Daj swoją różdżkę, bo nie wiem gdzie jest moja. - Draco podał mu ją bez słowa nie wierząc swojemu głosowi. Poczuł dotknięcie na szyi i szept Harry'ego po czym lekkie dotknięcie jego ust na swoich. Te pieszczoty były tak niepodobne to agresji i brutalności sprzed kilku minut. - Idź się przebrać - z zamyślenia wyrwał go głos Ciemnowłosego. - Będę na ciebie czekać w barze na dole. Aha, i nie zapomnij zamknąć za sobą drzwi i wziąć klucza, bo się później nie dostaniemy! - I wyszedł zostawiając Draco samego na środku pokoju. Nie został on w tyle na długo. Otworzył swoją walizkę, wziął pierwsze kąpielówki jakie nawinęły mu się pod rękę. Już po chwili szukał klucza do pokoju. Gdy go w końcu znalazł wręcz wybiegł z pokoju zamykając na oślep drzwi i biegnąc po schodach w dół, byle jak najszybciej być w tym cholernym barze. Nie patrząc przed siebie zderzył się z czymś a raczej z kimś. Usłyszał nad sobą śmiech i zobaczył rękę oferującą pomoc. Spojrzał w górę i zobaczył Haryy'ego, który uśmiechał się jak głupi.
- Co się śmiejesz? - brzmiał jak małe dziecko, które się wywróciło na prostej drodze, a rodzice zamiast mu pomóc śmiali się z niego.
- Wiedziałem, że tak zareagujesz. Nie musisz być aż tak o mnie zazdrosny. - Draco złapał go za rękę i dał się podnieść ze schodów.
- Wcale nie jestem zazdrosny!
- Brzmisz jak małe dziecko, któremu zabrano lizaka - Harry zanosił się śmiechem prowadząc przed sobą obrażonego Draco.
- Wcale nie jestem małym dzieckiem.
- To wiem, ale się tak zachowujesz. - Doszli na plażę i Harry obrócił Draco w swoją stronę i złapał jego brodę tak, żeby ten spojrzał mu w oczy. - Nie obrażaj się, bo cię tutaj zostawię bez możliwości powrotu do zamku - zagroził.
- Nie zrobisz tego - powiedział mało przekonująco ze strachem w głosie Blondyn.
- Ależ zrobię - odparł Harry i przyciągnął Draco do pocałunku.

oOo

Harry siedział na ręczniku i obserwował jak Draco chlapie się wodą. Wyglądał jak małe dziecko, które pierwszy raz jest nad morzem.
Podoba wam się pokój? - wkradł się do jego umysłu Tom
Jest wspaniały, ale dlaczego akurat te kolory i dlaczego jedno łóżko?
Pomyślałem, że ci to nie będzie przeszkadzać - nie widział, ale mógł wyczuć, że Lord się uśmiecha.
Mi nie, ale nie wiem co z Draco. - opowiedział udając, że nie zrozumiał aluzji Voldemorta.
Z tego co wiem jemu też to nie będzie przeszkadzać - tym razem Tom już nie mógł opanować śmiechu.
Harry był tak zajęty krzyczeniem na Toma, że nawet nie zauważył jak podszedł do niego Draco, wziął go na ręce i wrzucił do wody. Młody Riddle podniósł się na nogi z rządzą mordu w oczach i skierował się w stronę stojącego do niego tyłem Draco. Podszedł do niego i syknął do ucha.
- Jak śmiałeś to zrobić? – Draco odwrócił się na te słowa, ale jak zobaczył oczy Harry'ego, które dzięki małej pomocy zmieniły kolor na czerwony, omal się nie wywrócił robiąc krok do tyłu i potykając się o ręcznik.
- Siedziałeś na ręczniku i nie odpowiadałeś mi - taak, Draco zachowywał się jak małe dziecko, nawet głos miał podobny.
- Więc musiałeś mnie wrzucić do wody?
Oczy Harry' ego powróciły już do normalnego koloru avady.
- Pomyślałem, że się wtedy otrząśniesz - powiedział na swą obronę Blondyn.
- Nigdy. Więcej. Tego. Nie. Rób. Gadałem z Tomem tak dla Twojej wiadomości.
- Ale jak? - te dwa słowa wyrażały takie zdumienie, że Harry, który do tej pory patrzył się na morze zerknął przez ramię na towarzysza.
- Normalnie. - Wzruszył ramionami, jak by to, że rozmawianie z kimś oddalonym o kilkatysięcy mil nie było niczym wielkim. - Przez nasze połączenie możemy się porozumiewać. Coś na zasadzie telepatii, ale działa na dużo większą odległość.
- Aha, przepraszam.
- Dobra, po prostu nigdy więcej tak nie rób. To jak, idziemy coś zjeść?
- Chętnie, jestem strasznie głodny.
Zebrali ręczniki i poszli do restauracji.
- Na co masz ochotę?
- Hmm… Może tortilla?
- Okey, jestem za.
Zamówili dwie tortille i tequile. Już w dużo lepszych nastrojach wrócili na plażę i położyli się na ręcznikach. Draco prawie od razu zasnął. Harry wziął do ręki jego różdżkę i rzucił parę zaklęć ochronnych wokoło nich, żeby nikt im nie przeszkadzał po czym położył się koło przyjaciela. Obserwował jak twarz Draco odpręża się i wygładza. Ironiczny uśmieszek znika zastąpiony wyrazem odprężenia. Taki Draco był zdecydowanie ładniejszy i przystojniejszy. Można było się w nim wręcz zakochać, chociaż nikt nie powiedział, że Harry właśnie to czuje do młodego Malfoy'a. Miłość to za dużo powiedziane. Po prostu jest to pewien rodzaj przywiązania i potrzeby bliskości. Harry sam nie wiedział kiedy zasnął.

oOo

- Co mamy robić? Harry'ego nie ma już dwa tygodnie. Co gorsze Remus także zniknął. Nikt go nie widział odkąd dostał ten list - zaniepokojony głos przebił się przez zgiełk panujący przy stole gdzie siedziało około dwudziestu ludzi. Właśnie trwało zebranie Zakonu, na którym nadal najważniejszym tematem było porwanie Harry'ego. Gdyby tylko wiedzieli, że owy chłopak bawi się teraz lepiej niż kiedykolwiek mógł by sobie wyobrazić.

oOo

Stał na krawędzi i zastanawiał się co by się stało gdyby się poślizgnął. Na pewno by umarł. Tego jednego był pewien, ale nie to go obchodziło. Zastanawiał się kto by za nim tęsknił. Draco? Pewnie nie, przecież przez większość czasu byli wrogami, więc nawet to, że teraz zachowują się jak przyjaciele nie świadczy o tym, że tak jest naprawdę. Pomimo tego co między nimi zaszło nadal nie był go pewny. Ufał mu, ale nadal patrzył przez pryzmat ostatnich pięciu lat kiedy to obydwoje się nienawidzili. Coraz bardziej się w nim zakochiwał i nie wyobrażał sobie bez niego życia. Tylko czy Draco czuje to samo? Bał się odrzucenia. Nigdy nikogo nie kochał i nie wiedział jak to jest być kochanym. Tak bardzo tego pragnął, ale bał się reakcji Malfoy'a. Jeżeli on nie czuje tego samego? Wyśmieje go, a potem w zamku będzie się z niego nabijał, wytykał palcem. Nie wytrzyma tego.
A może Voldemort? Przecież on nie ma serca, ale zaadoptował go, prawda? Czy to cokolwiek zmienia? Przecież od zawsze chciał go zabić. Przez niego stracił rodziców, szansę na normalną rodzinę. Co prawda teraz to nadrabiał, ale trzy tygodnie nie wystarczą żeby wymazać piętnaście lat. Nie ma nad czym się tu zastanawiać. Może Remus? Może chociaż jemu na mnie zależy? Syriusz umarł przez niego. Widocznie nie należy mu się rodzina.
Chyba nic by się nie stało, gdyby zrobił ten jeden krok. No może poza tym, że przepowiednia straciłaby na wartości, ale to nic. I tak się nie spełni dopóki stoi po tej właściwe, dla niego, stronie.

oOo

Przez pierwszy tydzień wakacji zapomniał, co to znaczy zmartwienia, koszmary. Znowu przesypiał całe noce, bawił się, korzystał z życia, ale sielanka nie może przecież trwać wiecznie. Nie, kiedy dotyczy Chłopca-Który-Przeżył.
Dwa dni po jego urodzinach, i wielkiej imprezie zorganizowanej przez ludzi, których tu poznał i oczywiście ukochanego Draco, kąpał się w morzu. Malfoy poszedł po coś do jedzenia, a rzeczy razem z różdżką leżały na plaży. Poczuł jak ktoś łapie go od tyłu i wciąga pod wodę. Po raz kolejny stracił przytomność. Ostatnio zdarza mi się to dość często - pomyślał z ironią.
Obudził się w lochach. Leżał na kamiennej podłodze. Ściany były wyciosane z czarnej skały, a na jednej z nich wisiał herb z wężem układającym się w skomplikowany wzór na kształt litery M. Podejrzewał, że jest w lochach zamku, bądź bardzo bogatej posiadłości. Było mu cholernie zimno. Dopiero po chwili zauważył, że nie ma na sobie nic oprócz kąpielówek.
Zimno tu! Mogliby mi dać jakieś łachy.
O co chodzi? Gdzie Ty jesteś?
Tom?
A kto inny? Święty Mikołaj?
Nie wiesz, Królik Bugs.
CO?! – usłyszał szok i lekki rozbawienie w głosie starszego czarodzieja. – Nie ważne. Wiesz gdzie jesteś?
Nie mam pojęcia. Chyba mnie ktoś porwał.
Nie ma co, bystry jesteś. Zaraz się do Ciebie deportuje, tylko muszę Cię namierzyć i zdjąć zaklęcia ochronne.
Kiedy Lord skończył mówić, Harry usłyszał, że ktoś do niego idzie.
Tom poczekaj chwilę. Ktoś idzie – zdążył pomyśleć, ale było już za późno, bo Voldemort deportował się obok niego.
- Hej młody – przytulił go czym wprawił Harry'ego w osłupienie. – Coś się stało?
- Nie, po prostu mi zimno – wymigał się chłopak dziękując wszystkim bogom jacy są na świecie, że w celi nie jest zbyt jasno, bo chyba by się zabił wiedząc, że Lord widział jego rumieniec.
- Masz – Czarny Pan zdjął z siebie swój płaszcz i podał mu go.
- Dziękuję – w tym momencie w stronę Harry'ego poleciało zaklęcie. Tom w ostatniej chwili wyczarował tarczę i zaatakował wroga, którym okazał się nie kto inny jak Lucjusz Malfoy. Jak Harry zdążył się domyśleć, że znajdował się w Malfoy Manor, a dokładniej w jego lochach. W następnej chwili stał już w gabinecie.
- Wracaj na wakacje, ja to załatwię.
- Dziękuję – ledwo wypowiedział to słowo, już powrotem był w Meksyku.

oOo

- Gdzieś Ty był?! - to były pierwsze słowa jakie usłyszał gdy tylko znalazł się z powrotem na plaży w Meksyku, a przed nim stał wściekły Draco Malfoy.
- Zostałem porwany przez Twojego ukochanego tatusia! - odparował.
- Przez kogo?!
- Przez twojego ojca. Ogłuchłeś czy co?
- Nie, ale nigdy nie śmiałbym nazwać Lucjusza Malfoy'a tatusiem - Draco wręcz wypluł ostatnie słowo jakby było wrednym, jadowitym wężem.
- No cóż, bywa.
- Ale jak to się stało?
- Kiedy ty poszedłeś po coś do jedzenia, Twój szanowny ojciec i podejrzewam, że ktoś jeszcze, zaatakował mnie i teleportował do Malfoy Manor, a tak dokładnie do lochów. Voldemort deportował się do mnie i ochronił przed zaklęciem i zabrał do zamku, a następnie wysłał tutaj.
- Och, jak się czujesz? - coś co zabrzmiało w głosie Draco jak troska, na pewno nią nie było, ponieważ był to właśnie Malfoy i ostatnią rzeczą jaką by się po nim spodziewał było by właśnie to uczucie. A może Draco zaczynał się zmieniać?
- Czyżbym usłyszał troskę w twoim głosie? - podchwycił wątek Harry.
- Nie. - Draco spuścił głowę tak, żeby Harry nie widział, że się rumieni. - Po prostu wiem, co by mi zrobił Czarny Pan, gdyby coś Ci się stało - nieskładnie tłumaczył się Malfoy.
- Dobra, weź się nie tłumacz, bo i tak ci to nie wychodzi. - Przyciągnął Blondyna do siebie i pocałował.
- A tak na serio nic ci nie jest? Martwiłem się - Harry chciał coś powiedzieć, ale powstrzymał go palec Draco na swoich ustach. - Na prawdę się martwiłem - nie dane było mu skończyć, bo Harry wykorzystał chwilę wahania Draco i znowu przyciągnął go do pocałunku i po chwili wylądowali na piasku obściskując się.
- Wiesz... trochę... mi... zimno - Harry zdołał powiedzieć pomiędzy pocałunkami.
- To chodź do pokoju - mówiąc to Draco oderwał się niechętnie od Złotego Chłopca i podniósł się oferując mu pomoc we wstaniu.
- Dobrze, ale najpierw idziemy się napić. - Zaklęciem zmniejszył ich rzeczy i wysłał do pokoju. Złapał Draco za rękę, i pociągnął w stronę baru gdzie czekał na nich stolik, zastawiony alkoholem, razem z ich znajomymi, których tutaj poznali.
Siedzieli w barze do drugiej w nocy kiedy do pokoju poszedł Lionel. Amerykanin, który przyjechał tu szukając pracy, ale na razie cały czas schodzi mu tutaj na balowaniu. Harry i Draco wstali od stołu i chwiejnym krokiem udali się do pokoju. Harry jako ten bardziej trzeźwy, majstrował przy zamku w celu otworzenia drzwi. Po pół godzinie odniósł sukces i wtoczył się razem z Blondynem do pokoju. Standardowo uzgodnili, że dywan jest równie wygodny co łóżko i położyli się na nim wtulając się w siebie nawzajem i zasypiając.

oOo

Stał w sali tronowej w swoim zamku. Czekał, aż przybędzie jeden z jego najwierniejszych sług, który jakiś czas wcześniej zapowiedział się, że ma dla swojego pana prezent. Voldemort wiedząc jaki to prezent i zdając sobie z tego sprawę, że niespodzianka uciekła, czekał na to, jak z tego wyplącze się Lucjusz Malfoy.

oOo

Następnego dnia, z ogromnym kacem, poszli na bazar kupować pamiątki dla znajomych. Draco kupił bransoletkę z wężem i wygrawerowanym M na odwrocie, a dla Harry'ego, jako prezent urodzinowy, małego węża o zielonych oczach takich samych jakie posiada Potter. Harry natomiast kupił dla Remusa wielkie sombrero, dla Voldemorta szkatułkę ze srebrną czaszką na wierzchu z mnóstwem zaklęć chroniących zawartość, dla Draco figurkę z obsydianu prezentującą jedno z wielu bóstw, które według legendy zamieniało się w srebrnego smoka miłości, a dla siebie kupił amulet mający chronić go przed koszmarami w nocy i pechem wciągu dnia. Po udanych zakupach, poszli odnieść rzeczy do pokoju i udali się jak zwykle na plażę.
Nie zdawali sobie sprawy, że kilka tysięcy kilometrów od nich pewien blond włosy mężczyzna płaszczy się przed swoim panem chcąc uniknąć kary za swoją nieodpowiedzialność.
- Jak to uciekł?! - wściekłość Voldemorta powoli osiągała poziom furii.
- Panie, ktoś mu pomógł. Deportował się do lochu Malfoy Manor, od razu do celi chłopaka tak jakby wiedział gdzie on się znajduje, zablokował moje zaklęcie i pozbawił mnie przytomności. Jak się obudziłem nikogo już nie było.
- A co Ty sobie myślisz? Że czekaliby, aż się obudzisz żeby powiedzieć Ci, że wychodzą i proszą o zamknięcie za nimi drzwi?! Dodatkowo, zadanie dla bystrzaka, możesz mi wyjaśnić jakim cudem ktoś teleportował się, jak to ładnie określiłeś, od razu do celi chłopaka, pomimo silnych zaklęć ochronnych i antydeportacyjnych nałożonych wokoło posiadłości? Poza tym, z tego co wiem to twoja "twierdza" jest nienanoszalna i dostać się tam może tylko ktoś, kto wie gdzie ona jest, mam rację?
- Nie wiem, Panie. Tak, Panie – spuścił głowę nie chcąc patrzeć w oczy Czarnego Pana przepełnione pogardą, wściekłością i drwiną.
- To się dowiedz i patrz mi o oczy jak ze mną rozmawiasz – syknął na co Malfoy się wzdrygnął, ale podniósł głowę patrząc w krwiste oczy swojego mistrza. Tom wpatrywał się w stalowo-szare oczy mentalnie śmiejąc się czystym, ironicznych śmiechem. – Złapcie w końcu tego chłopaka, ale tym razem przyprowadźcie go od razu do mnie.

oOo

Drugi tydzień wakacji miną spokojnie jeżeli można tak nazwać ciągłe ganianie za Draco na plaży, nie przespane noce (wszystko przez alkohol) podtapianie się nawzajem, zabawy w piasku i codzienny kac. Harry obawiał się, że w tym tempie zanim wróci do zamku będzie alkoholikiem, bez szans na wyjście z nałogu. Coraz bardziej tęsknił za Tomem. Rzadko rozmawiali i nie wiedział co jest tego przyczyną.
Czym się martwisz? – przemyślenia przerwał mu głos Toma rozlegający się w jego głowie.
A Ty skąd wiesz, że się martwię?
Wyczuwam Twój smutek.
Tęsknię - zdołał wykrztusić i w tym samym momencie pożałował, że w ogóle się odezwał.
Za mną? - Tom nie zdołał zamaskować zdziwienia.
Nie wiesz, z Śmierciożercami, którzy mnie w tedy porwali. - Harry miał ochotę walnąć kogoś bardzo nie miłą klątwą, ale na szczęście nie było nikogo w pobliżu.
Ale o co Ci chodzi?
Nie wiem co się z Tobą dzieje. W ogóle się nie odzywasz, Mart – przerwał mu śmiech, nie ironiczny, ale całkiem szczery śmiech. – Hej! To nie było śmieszne! – zablokował swój umysł i poczuł jak Tom stara się przebić przez jego marny, prowizoryczny mur wokoło umysłu. Całą swoją złość przelał na utrzymanie bariery. Poczuł, że ucisk zelżał, a po chwili całkowicie zniknął. Otworzył oczy, które nieświadomie zamknął i przez łzy zobaczył parę srebrno-szarych oczu wpatrujących się w niego z troską i niemym pytaniem.  Opowiedział Draco co się stało, a ten przytulił go, pocieszył, że dobrze postąpił i dla poprawienia humoru poszli na plażę.

oOo

- Nie chcę tam wracać!
- Dlaczego?
- Bo, bo… nadal jestem na niego wkurzony. - Nadal nie rozmawiał z Tomem od czasu kłótni. Co jakiś czas Tom prosił go, napierał na jego mury by ten go wpuścił, ale jak Harry się na coś uprze to nie ma mocnych.
- Ale masz mnie. Nie musisz się do niego nawet odzywać.
- Zostańmy tutaj jeszcze… - nie dokończył, ponieważ poczuł, ze ktoś dobija się do jego umysłu. Wyczuł sygnaturę magii Toma. Pierwszy raz Tom napierał tak mocno.
- Harry! Harry! – Malfoy krzyczał jego imię, potrząsał ramieniem, lecz on już nic nie słyszał i nie czuł. Po chwili stracił przytomność.
Draco zaklął szpetnie, przerzucił Harry'ego przez bark i zaniósł do pokoju. Położył go na łóżku, przykrył kołdrą i sam położył się obok niego. Koło drugiej w nocy Harry poruszył się, ale nie odzyskał przytomności, a Draco zmęczony czuwaniem zasnął.

oOo

Kingsley szedł korytarzami ministerstwa magii.
Mieli problem. Bardzo poważny problem. Harry Potter jakby zapadł się pod ziemię. Nikt go nie widział od trzech tygodni, nie mogli go namierzyć nawet w momencie, kiedy namiar jeszcze działał. Na ich nieszczęście osoba, która mogła wiedzieć cokolwiek o miejscu pobytu chłopaka nagle zniknęła.
- Albusie, dowiedziałeś się czegoś? - zapytał z nadzieją w głosie pomimo tego, że znał odpowiedź.
- Niestety. Nikt go nie widział. Nawet nie możemy zlokalizować go po namiarze.
- Namiar znika w szesnaste urodziny.
- Wiem, ale ludzie którzy go porwali, zrobili to przed jego urodzinami, więc powinniśmy być w stanie go namierzyć, chyba że mieli przy sobie silny, czarno magiczny przedmiot, który zagłusza namiar.
- Z tego co powiedziałeś wynika, że porwali go… - nie dane mu było dokończyć, ponieważ drugi czarodziej uciszył go gestem ręki. - Przecież oni są po naszej stronie! - krzyknął oburzony Kingsley.
- Wiem jak to brzmi, ale mam jeszcze jedną propozycję kto go mógł porwać.
- Chyba nie myślisz, że to… - ponownie nie dokończył uciszony przez starszego czarodzieja.
- Tak, niestety chyba nie ma innej możliwości. Musimy jak najszybciej odszukać chłopaka, jeżeli jeszcze żyje.

oOo

- Harry! Obudź się! – poczuł jak ktoś potrząsa go za ramię. – Harry! Hej, wstawaj!
- Hmmm… głowa mnie boli. - Spojrzał na zegarek. Była dopiero jedenasta. - Czemu budzisz mnie tak wcześnie? Życie ci nie miłe?
Zamiast odpowiedzi został uściskany i wycałowany.
- Hmmm... Powinieneś mnie tak budzić, a nie jakimś barbarzyńskim potrząsaniem za ramię - stwierdził w zamyśleniu Harry za co dostał poduszką.
- Ej, to ja tu jestem ten arystokrata, a nie ty - dopominał się o swoje Malfoy. - Poza tym należało ci się po tym co wczoraj zrobiłeś.
- Nic nie zrobiłem. Pamiętam... a właściwie to nie pamiętam jak się tutaj znalazłem.
- Skoncentruj się. Mówiłeś żebyśmy zostali tutaj jeszcze, ale nie dokończyłeś.
- Aaa... Tom chciał wedrzeć się do mojego umysłu siłą - odpowiedział po chwili zastanowienia Harry.
- Ale już wszystko okey?
- Tak, poza tym, że mnie głowa boli.
- To wstawaj śpiochu. Powinienem mieć na to jakiś eliksir. A potem nie wymigasz się od wycieczki na basen.
- Już się boję - i zaniósł się śmiechem za co oberwał poduszką, co rozpoczęło dość długą bitwę na poduszki, która skończyła kapitulacją Harry'ego, któremu skończyły się poduszki.

____________________________________________________
avis - wyczarowuje małe, rozćwierkane ptaszki.
tarantallegra - zaklęcie zmuszające przeciwnika do niekontrolowanych pląsów nóg.
ageretur morsus - z łac. ageretur - leczący, morsus - ugryzienia

3 komentarze:

  1. Witam,
    wspaniały rozdział, coś zaczyna się tworzyć między Harrym, a Draco, haha Tom wściekły, ze Harry bardzo długo przytula Remusa, a sam jak ten go przytulał to zaraz ściągnął... Harry został już teraz synem Toma, och jak bym chciała aby został przedstawiony wszystkim jako jego syn...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    rozdział swietny, coś zaczyna się tutaj tworzyć między Harrym, a Draco, hahah och tak, tak Tom bardzo wściekły, że Harry długo przytula Remusa, jak dla niego to za długo, a sam jak ten go przytulał to zaraz ściągnął... Harry został już teraz synem Toma, och jak bym chciała aby został przedstawiony wszystkim jako jego syn... było by bardzo interesująco...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    nie wiem dlaczego nie umieścił się mój komentarz... dlatego teraz to nadrabiam...
    świetny rozdział, ocho coś się tutaj zaczyna tworzyć między Harrym, a Draco, ach, och tak, tak, tak Tom bardzo wściekły, że Harry bardzo długo przytula Remusa, jak dla niego to jednak za długo... Harry został już teraz synem Toma, och jak bym chciała aby został przedstawiony wszystkim jako jego syn, było by interesująco...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń