środa, 1 maja 2013

Rozdział VIII

Witam was ;)
Przepraszam za tak długą przerwę, ale niestety musiałam skupić się na ocenach i tak jakoś zleciał cały kwiecień, ale w nagrodę rozdzialik trochę dłuższy niż zwykle. Podejrzewam, że następny rozdział dodam w drugiej połowie maja, ponieważ nie będzie mnie w domu przez większość czasu.
Życzę wszystkim maturzystom powodzenia i połamania pióra!
To tyle i enjoy ;)

_________________________________________________________________________

Voldemort, człowiek zazwyczaj opanowany, spokojny i raczej zimny, dzisiaj aż kipiał ze złości. Na jego stan złożyło się kilka czynników.
Po pierwsze jego Harry nie żył, tylko i wyłącznie z powodu jego nieograniczonej głupoty i pecha. Dodatkowo Wampir Drogfray chce go z powrotem w swoje brudne łapska. Była to dodatkowo pierwsza myśl, która uderzyła go po obudzeniu się po wypadku. Zdziwił się, że leży czysty, pozszywany na kanapie, a nie na podłodze w kałuży krwi z rozwaloną głową i twarzą poharataną szkłem. Drugą myślą był ból głowy spowodowany kacem Szybko pozbył się skutków picia i mógł normalnie jak człowiek usiąść na fotelu i zająć się najważniejszymi sprawami. Niestety długo nie wytrzymał w tym ułożeniu i po chwili chodził nerwowo po pokoju usuwając z drogi wszelkie ostre i szklane przedmioty. Znając jego szczęście jeszcze by o coś zahaczył, albo znowu przewrócił o dywan...
Kolejną bardzo ważną sprawą był artykuł w gazecie i to jak na niego zareagowali jego słudzy. Był pewien, że najwierniejsi w niego nie uwierzą i będą chcieli zabić autora artykułu, ale znajdą się i tacy, którzy stworzą plotki na temat życia osobistego Lorda i będą podpuszczać następnych i wywołają efekt domina. Tego się najbardziej bał. Musiał dorwać autora przed swoimi sługami, by móc z nim porozmawiać i przy okazji podsunąć fakt, że Złoty Chłopiec nie żyje, czym namiesza w szeregach Dumbledora i Drogfray'a. Dłużej się nie zastanawiając przyłożył rękę do znaku i przywołał do siebie Severusa, by zlecić mu niezwłoczne sprowadzenie wszystkich do Wielkiej Sali na zebranie. Nie musiał długo czekać, a w drzwiach stanął Mistrz Eliksirów zgięty w służalczym ukłonie. 
- Panie? - Voldemort otworzył usta, by wydać polecenie, ale nagle do głowy wpadł mu zupełnie inny pomysł.
- Podejrzewam, że to ty mnie pozbierałeś? - Snape domyślał się o co chodzi, ale wolał nie wychylać się przed szereg. - Bo widzisz. Mój i twój znak są połączone, jak miałeś okazję się dowiedzieć, w dość specyficzny sposób. Ja czuję, że tobie się coś dzieje, a ty czujesz, że mi się coś dzieje. Oczywiście ja wiem o wszystkich Śmierciożercach, którzy są atakowani, ale w twoim przypadku jest to silniejsze. Mam nadzieję, że zrozumiałeś i chciałem podziękować. Nie patrz się tak na mnie. Jeszcze nie zwariowałem. Jednak nie tylko po to cię tu wezwałem. Czytałeś dzisiejszego proroka? Zakładam, że tak. Więc wiesz o czym jest artykuł na pierwszej stronie? Dobrze. Zwołaj wszystkich z Kręgu do Sali Zebrań, bo mam jeszcze coś do przekazania.
- Wszyscy już tam są - Voldemort skomentował to tylko uniesieniem brwi w geście zapytania.
- Zwołałem ich właśnie w sprawie artykułu.
- Dobrze, chodźmy, a przy okazji muszę zajrzeć do szpitala.
- Tylko się nie przestrasz Panie.
- Czego?
- Powiem jak już dojdziemy na miejsce.
Szli przez zamek w milczeniu, każdy pogrążony w swoich myślach. Snape wpadł na Lorda, kiedy ten gwałtownie zatrzymał się w wejściu do sali szpitala.
- Możesz mi wytłumaczyć co tu robi Malfoy?
- Który, Panie? - Wzrok jakim zmierzył Snape'a Voldemort definitywnie świadczył o co ten sądzi o Mistrzu Eliksirów i jego inteligencji.
- Lucjusz - powiedział z litością.
- Zemdlał.
- Bo... - zachęcił do dokończenia Lord.
- Bo dowiedział się, że Harry Potter nie żyje.
- A jak on do cholery się dowiedział?
- O tym właśnie chciałem powiedzieć. Kiedy cię Panie pozszywałem, wezwałem Wewnętrzny Krąg na naradę co zrobić w związku z tym artykułem. Yaxley wspomniał o Harrym, Lucjusz powiedział, że dostał od ciebie nazwisko, a ja wiedząc, że zaczną go szukać wolałem powiedzieć od razu, że nie żyje po czym wyszedłem. Malfoy dogonił mnie na korytarzu, a potem zemdlał.
Lord w zamyśleniu patrzył na ojca i syna, którzy niby tak do siebie podobni, a jednocześnie całkiem inni.
- A ty skąd wiedziałeś? - zapytał Voldemort pomimo tego, że domyślał się odpowiedzi. Przypomniał sobie, że leżał w jednej z sal szpitala kiedy Severus nagle spadł z sufitu. Po tym kiedy Harry umarł przeniósł ich właśnie do tej sali, ale nie pomyślał o Snape.
- Byłem na zapleczu kiedy deportowałeś się do sali, Panie.
- Aha. - Z nieobecnym wzrokiem podszedł do młodego Malofy'a, wyciągnął różdżkę i wykonał kilka skomplikowanych ruchów nad jego ciałem. Po ostatnim ruchu, jak na zawołanie Draco otworzył oczy.
- Co, gdzie...? - widząc kto koło niego stoi momentalnie zerwał się z łóżka i uklęknął w geście szacunku.
- Wstań.
- Panie, ja... Kiedy mam iść po Harry'ego? - Snape na te słowa aż zachłysnął się powietrzem i dopiero połączył wszystkie fakt w całość.
- Masz tu rzeczy - na te słowa w ręce Czarnego Pana pojawiła się koszula, spodnie i płaszcz - wszystko w kolorze czarnym. - Ubierz się i przyjdź do Sali Zebrań.
- Oczywiście Panie. - Draco zebrał rzeczy, ukłonił się i zniknął na zapleczu.
Tom powoli odwrócił się i stanął nad Lucjuszem.
- Rennervate - wyszeptał.
Malfoy senior powoli otworzył oczy i omiótł pomieszczenie leniwym wzrokiem, aż nie natknął się na turkusowo-zielone oczy swojego Mistrza. Z wrażenia aż krzyknął i spadł z łóżka. Szybko się jednak pozbierał i ukłonił.
- Do Sali Zebrań. Teraz. - Nie czekając na odpowiedź wyszedł z sali wraz z Severusem i udali się do wskazanej komnaty.

oOo

Jego ciało rozpadało się na kawałki, a następnie ponownie łączyło w całość. Pomimo tego, że dookoła nie było nic, to miał wrażenie, że nie jest w tej ciemności sam. Coś strasznego kryło się zakamarkach przestrzeni czekając na jego jeden błędny ruch, jedno złe spojrzenie, jeden dźwięk. Bał się poruszyć, by nie zmącić tej harmonii ciemności i ciszy.
Leżał na ziemi, o ile można to tak nazwać. W jednej chwili wisiał w nicości, a w następnej wszystko dookoła niego otulało go szczelnie. Nie wiedział co ma ze sobą zrobić. Otworzył oczy, ale nic się nie zmieniło. Ciemność i nic więcej.
Przez chwilę wydawało mu się, że słyszy głosy po prawej stronie, ale ucichły tak nagle jak się pojawiły. Ostrożnie, najciszej jak umiał usiadł i postarał się rozejrzeć dookoła. Za sobą zobaczył mały biały punkt, który zdawał się rosnąć. Kiedy był już jakieś dziesięć metrów od Harry'ego, ten musiał zamknąć oczy, ponieważ przyzwyczajony do ciemności, patrząc na tą jasność omal nie oślepł. Po kilku minutach miał wrażenie, że jasność oplotła go i zaczęła wynosić gdzieś wysoko ponad ciemną otchłań. Poczuł, że wraca do swojego ciała i pierwsze co usłyszał to to, że nie jest sam tam gdzie się znajdował. Nie otwierał oczu nie chcąc niewygodnych pytań zwłaszcza jeżeli nie pamiętał co się wydarzyło. Wiedział, że wychodzili z Draconem z pokoju i prawie wpadł na nich Mistrz, a potem nic oprócz ciemności. A jeżeli wampiry ich złapały i znajduje się znowu w swojej celi, a Draco... Nie chciał nawet o tym myśleć. Leżał cichutko, nie ruszył się choćby o milimetr, byle tylko nie zostać zdemaskowanym.
Trudno było mu określić czas, więc zaczął liczyć oddechy. Wdech, wydech, raz, wdech, wydech, dwa... Po doliczeniu do tysiąca zaczął zapadać się w sobie i powoli tracić świadomość. Kurczowo trzymał się strzępków hałasu, albo swoich oddechów, ale na próżno. Po raz drugi zatopił się w ciemności już tak mu znanej.

oOo

Sala Zebrań, dla wygody właściciela zamku, znajdowała się zaraz obok jego gabinetu na drugim piętrze. Dostosowywała się do potrzeb i wymagań osób znajdujących się w środku. Aktualnie oświetlenie stanowiły świeczki na ścianach i w wielkim żyrandolu ponad czarnym stołem, przy którym siedziało dwadzieścia osób. Na szczycie siedział Lord, po prawej stronie znajdował się Draco, schowany pod kapturem. Młody Malfoy, gdyby mógł, schowałby się pod stół, albo uciekł jak najdalej stąd. Po lewej siedział Severus. Pozostali siedzący przypatrywali się nieznajomemu intruzowi i Snape'owi tak, jakby mieli ich pozabijać i zjeść na kolację. Mistrz Eliksirów także nie pozostawał dłużny Wewnętrznemu Kręgowi i odpychał wszelkie spojrzenia, które zmierzały w jego stronę.
- Więc, jak widzicie, po mojej prawej stronie siedzi moja prawa ręka. Człowiek, który od dzisiaj odpowiada tylko mnie, a wy odpowiadacie przed nim i przede mną. Ma taką władzę jak ja, jego słowo jest święte. Zrozumiano? - wszyscy bez wyjątku przytaknęli głową. - Dobrze. Nie poznacie jego imienia ani twarzy. Będziecie go rozpoznawać po przez wyszyty Znak na płaszczu. Ogłoszę to jeszcze innym Śmierciożercom na zebraniu. Po mojej lewej siedzi nowy członek Kręgu. - Decyzja spotkała się ze sporym niezadowoleniem. Jedna z osób zaczęła wyzywać Severusa od zdrajców, ale dość szybko została uciszona zaklęciem Lorda.
- Panie? - powoli rękę poniósł Yaxley.
- Tak?
- Czy to prawda, że Pot... Złoty Chłopiec jest twoim synem? - pytanie zadane powoli i z rozwagą było ucieleśnieniem wszelkich obaw zebranych.
- Nie, to nie był mój syn.  - Stłumiony jęk dobiegł go z prawej strony. Podświadomie wiedział, że Draco długo się nie powstrzyma. - Nadałem mu nazwisko i nie, nie musicie wiedzieć dlaczego.
- A co się z nim stało? - dobiegł go niepewny głos Bellatrix.
- Zginął kiedy uciekaliśmy z zamku wampirów. Uratował mnie przyjmując na siebie zaklęcie - przed oczami migały mu obrazy. Harry posyła w stronę przeciwnika ostatnie zaklęcie. Wampir upada. Harry leży z zamkniętymi oczami na ziemi. Harry na ustach ma ten swój cholerny uśmieszek.
- Panie? - tym razem to Lucjusz się odezwał.
- Tak? - Cierpliwość Lorda powoli się kończyła. Chciał posiedzieć z Harrym nawet jeżeli tan nie żyje, albo pójść do gabinetu i uchlać się z rozpaczy. Może do towarzystwa wziąłby Severusa.
- A co z artykułem?
- Właśnie. I to jest ta główna sprawa dla której was tu zebrałem. Potrzebuję jutro autora tego artykułu, tu u mnie w zamku.
Wszyscy zgłosili swoją kandydaturę do wykonania tej misji. Wiedzieli, że nie będzie to trudne.
- Dobrze. Pójdzie Nott, Wenty i Lowen. Bellatrix razem a Lucjuszem i Yaxley'em zorganizują miejsce dla naszego gościa. Jeden z pokoi gościnnych będzie idealny. Zarządzać tą grupą będzie - wskazał ręką na Draco - macie się go słuchać. Jak się dowiem o choć jednym małym słowie na niego, krzywym spojrzeniu to zabiję. - Wszyscy wcisnęli się jak najgłębiej w krzesła.
- Są jakieś ograniczenia?
- Tak. Jako, że to nasz gość, ma być cały i zdrowy. Nikt nie może mu nic zrobić. Nie obchodzi mnie jak dokonacie tego by go tu sprowadzić. Najlepiej zróbcie to bez użycia magii. Kiedy już tu będzie moja w tym głowa, żeby się nim dobrze zaopiekować. - Diabelski uśmieszek na twarzy Lorda nie wróżył nic dobrego. To by było na tyle - na te słowa wszyscy odetchnęli z ulgą. Powoli zaczęli opuszczać pomieszczenie, aż zostali tylko Lucjusz, Severus i Draco.
- Draco rób co chcesz. Możesz się trochę na nich powyżywać - popatrzył na przerażonych mężczyzn.
- A mogę, Panie, zobaczyć...
- Tak. Chodź. - Ruszył przed siebie.
Doskonale wiedział, że Severus i Lucjusz także idą za nimi, ale nie obchodziło go to. Najważniejszy był teraz Harry, Draco i wywiad. Żeby tylko wszystko dobrze wyszło.. Wszedł powoli do sali i usłyszał jak Draco zachłystuje się powietrzem. Podszedł do Złotego Chłopca i przyłożył ręce do jego skroni. Zdziwił się nadmierną aktywnością rdzenia magicznego. Przecież u martwych on nie działa! Lord wziął to za ostatnie oznaki duszy i odsunął się do Harry'ego, który od razu został zaatakowany przez młodego. Tom pierwszy raz widział, żeby Malfoy płakał. Łzy leciały nieprzerwanym strumieniem mocząc koszulkę Pottera. Draco cichutko, jak mantrę, powtarzał jego imię. Brzmiało to trochę jak modlitwa. Po pół godzinie słowa zmieniły się w mamrotanie i Draco ze zmęczenia zasnął. Lucjusz podniósł go jak małe dziecko i wziął do jego pokoju. Voldemort zrezygnowany usiadł na krześle obok łóżka i wziął dłoń Harry'ego w swoje ręce. Pojedyncza łza spłynęła mu po policzku, ale nie otarł jej. Pozwolił by popłynęła pod koszulkę i przecięła lewą pierś wzdłuż niczym nóż zagłębiony w serce. Po chwili poleciała następna, która była niczym rozgrzane żelazo. Zostawiła po sobie rozgrzany ślad. Trzecia była jak lód. Aż wzdrygnął się od różnicy temperatur. Po paru minutach jego twarz zalana była łzami, ale on nie zwracał już na to uwagi. Nic nie widział, nic nie słyszał. Czuł się jak dziecko we mgle. Podświadomie wyczuwał obecność Snape'a, ale miał to gdzieś. Odetchnął głęboko. Ta chwila  pomogła mu pozbierać myśli i pogodzić się chodź trochę ze śmiercią Juniora. Nachylił się nad Harrym i złożył ostatni pocałunek na jego czole. Wyprostował się i doprowadził do normalnego stanu akurat w chwili kiedy drzwi się otworzyły i wpadł przez nie zdyszany Wenty.
- Mamy... O. - Omiótł wzrokiem salę i zobaczył twarz Czarnego Pana. Szybko odwrócił wzrok, który powędrował w stronę ciała leżącego na jednym z łóżek. - Och - tylko tyle był w stanie powiedzieć. Kiedy jednak się opanował ukłonił się i zwrócił do Lorda. - Panie, mamy go.
- Czy ja nie wyraziłem się jasno? Miał być jutro - ostatnie słowa Voldemort wysyczał ze złości. W oczach przez chwilę błyskały mu czerwone ogniki.
- Wybacz Panie. Lowen wszedł z nim do sali i kazał mi po ciebie biec.
- Gdzie jest ten idiota?
- Czeka w jadalni.
- Dobrze. Możesz iść. Zaraz przyjdę. - Po wyjściu Wenty'a Lord zwrócił się do Severusa - Mam dla ciebie bardzo ważne zadanie. Mam nadzieję, że mnie nie zawiedziesz. Masz umyć i przebrać Harry'ego. Przyślę skrzaty z ubraniami. Następnie przyniesiesz go we skazane przez skrzaty miejsce.
- Dobrze Panie.
- Dziękuję - powiedział i wyszedł.
Zbliżając się do jadalni był coraz bardziej wściekły. Sam nie mógł się nadziwić jakich idiotów ma przy sobie. To był po prostu szczyt. Nigdy nie spodziewałby się tego po Lowenie. Był lojalnym Śmierciożercą i dobrze wykonywał wszystkie zadania. Nigdy nie było z nim problemów. Zamyślony wszedł do jadalni i zatrzymał się na środku. Poczuł na sobie spojrzenie czterech osób: Nott'a, Wenty'ego, Lowena i dziennikarza. Ten ostatni, kiedy zorientował się przed kim siedzi, zemdlał. Nott podtrzymał go w pozycji siedzącej, a Lowen ocucił zaklęciem.
- Nott, Wenty zabierzcie go do komnat gościnnych. - Wskazane osoby zaczęły wychodzić i w drzwiach dołączył do nich Lowen. - A ty gdzie się wybierasz? - głos Czarnego Pana brzmiał normalnie, ale zdanie zawierało w sobie groźbę. Wychodzący czym prędzej opuścili salę i zostawili swojego kolegę na pastwę Voldemorta. - No, no... Nie spodziewałem się po tobie Sebastianie takiego nieposłuszeństwa. Crucio!  - Lowen wylądował na kolanach przed swym panem. Wytrzymał chwilę w ciszy, ale kiedy zaklęcie przybrało na sile po jadalni rozległ się wrzask. Tom z lubością przymknął oczy, a na jego usta wypłynął uśmieszek zadowolenia. Głos Sebastiana stał się zachrypnięty i krzyk zaczął słabnąć, więc Riddle w przypływie miłosierdzia i z okazji poprawy humoru przerwał zaklęcie.
- Mam nadzieję, że nigdy więcej się to nie powtórzy - powiedziawszy to opuścił pomieszczenie kierując się w stronę pokoju Złotego Chłopca.

oOo

- Harry - szept powtarzał się od dobrych kilku godzin, ale on starał się go ignorować. Za każdym razem dźwięk dobiegał z innej strony i wypowiadany był przez inną osobę. Żeby nie zwariować powtarzał jak mantrę imię Malfoy'a. Jego imię wydawało się najbardziej związane z rzeczywistością. Przypominał sobie ich wakacje, imprezy, kupowanie pamiątek... Jednak biorąc pod uwagę jego położenie wszystko traciło na znaczeniu. Nagle w ciemności poczuł, że ktoś go dotyka. Obejrzał się z siebie, ale nikogo ani nic nie było. Następnie poczuł wokół siebie wodę. Chciał krzyczeć, ale nie mógł wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Szamotał się, ale uczucie nie znikało. Po dziesięciu minutach przestał stwierdzając, że jednak to nic nie da. Powoli zaczął zatracać się w tym uczuciu kiedy nagle zniknęło. Jęknął, ale potem poczuł, że ktoś go wyciera. Drogą dedukcji doszedł do tego, że jego ciało było myte, a sądząc po delikatności ruchów pewnie osoba, która go myła myśli, że on nie żyje. W sumie to chyba prawda, skoro sam zainteresowany uważa się za martwego. Westchnął i na powrót skupił się na Draconie. Przywołał w myślach jego twarz. Spojrzał w jego oczy, niby takie zimne i bezlitosne, ale on nauczył się wyłapywać iskierki szczęścia i miłości. Mentalnie dotknął ręką ust, które niejednokrotnie całował, a które uważał za idealne. Przejechał ręką po policzku, a Draco przymknął oczy z przyjemności. Po policzku Złotego Chłopca spłynęła łza. Najpierw jedna, która utorowała drogę, a potem całe morze łez. Najbardziej bolała go myśl, nie ta że umarł, ale ta, że już nigdy nie zobaczy swojego ukochanego, że już nigdy nie dane mu będzie skosztować jego ust, dotknąć jego ciała. Żałował, że nie mógł się pożegnać.
Powoli jego uwagę zaczęło przykuwać jego imię mówione natarczywie przez jedną osobę. Wiedział, że zna ten głos, ale nie mógł go przypisać do żadnej znanej mu osoby. Ten głos był inny od tych wcześniejszych, które szeptały do niego. Tamte chciały przeciągnął go na swoją stronę, kusiły i prosiły. Ten natomiast uporczywie powtarza jego imię w sposób, w który mówi się do osoby, która śpi, żeby się obudziła. Harry zamknął oczy i poddał się działaniu tego głosu. Powoli poczuł na twarzy kropelki wody, wokół ciała materiał,  a na nogach buty. Stopniowo otwierał oczy i zobaczył twarz osoby, którą spodziewał się zobaczyć jako ostatnią po śmierci.

oOo

Voldemort idąc do pokoju swojego podopiecznego musiał przejść obok lochów. Właśnie w tedy przypomniało mu się, że trzyma tam jeszcze rudzielca i Granger. Zszedł do nich. Kiedy stanął przed ich celą chrząknął. Hermiona podniosła wzrok na osobę przed nią stojącą, ale w jej oczach nie było widać strachu. Nigdy go nie okazywała. Zawsze widział w nich upartość i zawzięcie, że może jeszcze uratować swojego przyjaciela. Jej ubranie było całe, poza tym, że było lekko pogięte. Tom za każdym razem się zastanawiał dlaczego ona tak idealnie wygląda po tak długim czasie w jego lochu. Lord popatrzył na nią z podziwem i przeniósł wzrok na Rona. Rudzielec leżał kawałek dalej i był w o wiele gorszym stanie niż jego koleżanka. Sweter był podarty, a spodnie chyba gdzieś zgubił. Przedstawiał obraz nędzy i rozpaczy. W przypływie litość Voldemort wyczarował mu spodnie, które dopasowały się do jego rozmiaru. Wesley popatrzył na Toma zdezorientowany, a ten tylko wzruszył ramionami na znak, że nie ma pojęcia o co chodzi. Wściekłość jaką ujrzał potem w tych oczach jak i mina, która miała być groźna trochę rozładowała jego wewnętrzne napięcie i parsknął śmiechem. Oboje więźniów popatrzyło na niego w szoku i jeszcze bardziej odsunęli się od niego. Czarny Pan wyczarował sobie ławkę i usiadł na niej.
- Myślę, że powinniście się dowiedzieć...
- Nie chcemy cię słuchać MORDERCO! - przerwał mu Ron.
- Och, wydaje mi się, że jednak chcecie... - powiedział spokojnie, ale rudzielec znowu mu przerwał:
- Porwałeś... - Jedno zaklęcie wyciszające załatwiło sprawę. Wesley wyglądał teraz jak ryba wyjęta z wody. Na przemian otwierał i zamykał usta, ale kiedy zorientował się, że nic nie może powiedzieć i zaczął rzucać się po celi. Tom tylko westchnął, unieruchomił go i przywiązał.
- Obiecuję was, że jeżeli mnie wysłuchacie to dowiecie się bardzo ważnej rzeczy i zdecydujecie po której chcecie być stronie. Zgadacie się? - Oboje przytaknęli nie mając innego wyjścia.
- A co się stanie jeżeli nie zgodzimy się do ciebie przyłączyć? - zapytała rzeczowo Hermiona.
- No cóż. Wykasuję wam pamięć i odeślę do Kwatery Zakonu.
- Dobrze.
- A więc... - i Lord zaczął swoją opowieść o tym jak dostał list od Harry'ego, jak pewni jego sprzymierzeńcy przyprowadzili go tu, jak poznał Malfoy'a, zaprzyjaźnił się z nim, jak uczyli się zaklęć, o tym, że wyjechali na wakacje. Zatrzymał się na chwilę, ale nie wspomniał o kłótni między nim a Harry'm. Przeskoczył od razu do faktu, że Harry został porwany przez wampiry i niestety zamienił się w jednego z nich. Kiedy doszedł do momentu, w którym Harry umiera przełknął ślinę i popatrzył z uwagą na wlepione w niego dwie pary oczu. Jedne ze zrozumieniem, a drugie i nienawiścią. - ...i przyniosłem tu jego ciało. Aktualnie Sev... Snape go myje i przebiera do pogrzebu. Chcecie się z nim pożegnać? - Hermiona zastanawiała się chwile i przytaknęła a w tedy Lord zobaczył łzy płynące po jej policzkach. Spojrzał na Rona, który zemdlał. Obudził go krótkim zaklęciem i podtrzymywany przez Hermionę poszli do szpitala.
Droga dłużyła im się, mimo tego, że było do pokonania zaledwie pięćset metrów. Kiedy w końcu dotarli na miejsce, Severus siedział przy łóżku, na którym leżała osoba ubrana w magiczne szaty pogrzebowe. Ron jakby wybudził się z letargu i wręcz rzucił się na swojego przyjaciela, a Hermiona zaś patrzyła się oniemiała na swojego przyjaciela, który już nigdy nie powie jej, że jest jego najlepszą i jedyną przyjaciółką, już nigdy nie będą rozwiązywać zagadek, łamigłówek. Zostaną jej tylko wspomnienia i zdjęcia, które po latach oglądania zatrą się. Poczuła, że nogi uginają się pod nią i ostatnią rzeczą, którą powinna poczuć była podłoga, ale złapana w ostatniej chwili przez Voldemorta uniknęła spotkania z betonem. Potem była już tylko ciemność.
Czerny Pan położył dziewczynę na jedno z łóżek, a następnie zdjął z Harry'ego Rona, który też nie wytrzymał napięcia i stracił przytomność.
- Panie - Severus pochylił głowę. - Musimy porozmawiać.
- Mów.
- Ale nie tutaj - spojrzał wymownie na swoich uczniów.
- Dobrze - mówiąc to, Lord wstał i poszedł w stronę schowka. - No mów - ponaglił Severusa kiedy znaleźli się już na osobności.
- Chodzi o to, że Harry żyje. - Wściekłość jaką ujrzał w oczach swojego mistrza była nie do opisania.
- Snape, to bardzo kiepski żart. Nie uwierzę... - spojrzał w oczy Mistrza Eliksirów i ujrzał strzępki wspomnień. Harry otwiera oczy i mamrocze coś o życiu po śmierci i o Draconie. - Ale jak? - tylko tyle zdołał powiedzieć.
- Nie wiem. Nigdy nie spotkałem się z czymś takim. Podejrzewam, że to przez to, że jest wampirem i zwykła Avada na niego nie działa. - Severus był bardzo poważny mówiąc to, a Lord wariacko szczęśliwy słysząc te przypuszczenia.
- Myślisz, że z innymi zaklęciami też można spróbować?
- Pewnie tak, ale dopiero jak przebudzi się na dobre. Na razie są to raczej zachwiania świadomości, która dość mocno oberwała podczas wizji i przemiany w wampira. Ciało też jest nie stabilne. Boję się, że jeżeli tak dalej pójdzie, to będzie w połowie człowiekiem a w połowie wampirem.
- Dlaczego?
- Żeby kogoś przemienić potrzeba dwa ugryzienia. Jedno zmienia świadomość i sposób postrzegania świata, a drugie ciało, czyli zęby, siłę, zwinność, szybkość. Jeżeli osoba zostanie ugryziona raz, to ciało człowieka nie poradzi sobie z mentalnością wampira. Nie będzie potrafił pić krwi lub nawet zdobywać ofiar. U Harry'ego jest o tyle dobrze, jeżeli można to tak nazwać, że ugryziony został dwa razy i przemienił się w wampira, ale wizje zakłócały lekko przebieg transformacji. Podejrzewam także, że został dość poważnie wkurzony co wyzwoliło pokłady magii, które kumulowały się od początku przemiany. Ta zbierana magia potrzebna jest do regulowania stanu podświadomości i ciała. Przez to przemiana nie zakończyła się, a Avada naruszyła ciało, pomimo tego, że był już faktycznie wampirem. Teraz świadomość walczy z ciałem, ale nie jestem w stanie powiedzieć, która część Harry'ego jest już wampirem.
- Co się może stać jeżeli Harry świadomie będzie... potworem, a ciałem człowiekiem?
- Do końca nie wiem, ale będzie żył jeżeli o to chodzi. Okaże się dopiero jak się obudzi. Jednak dopóki trwa w tym stanie, oprócz oczywiście chwil przebudzenia, jest martwy. Nie oddycha, jego serce nie bije, nawet zaklęcia skanujące nie wykrywają nikłych oznak życia.
- Dobrze, dziękuję Severusie. Możesz iść. A i powiedz Draco, żeby tu przyszedł jak najszybciej. Muszę z nim porozmawiać o pogrzebie Harry'ego.
- Ale... - chciał zaprotestować, ale został uciszony gestem ręki.
- Wiem co robię, uwierz mi.
- Dobrze, Panie.
Severus opuścił pomieszczenie, a chwilę później Lord, który podszedł do łóżka jego podopiecznego i westchnął. Zdążył usiąść na krześle kiedy przez okno wleciała mała czarna sówka. Szybko drżącymi dłońmi otworzył list zaadresowany do niego i otworzył szeroko oczy ze zdumienia.