Draco patrzył na to, ale nie chciał uwierzyć. Przed nim leżał martwy Harry, który wyglądał jakby spał, co jeszcze dopełniało dramatyzm całej sceny. Krzyk, który wydobył się z jego własnego gardła był najgorszym dźwiękiem jaki kiedykolwiek Draco słyszał. Nie rozumiał. Poczuł łzy spływające po jego policzkach. Były one niczym rzeki lawy. Gorące i słone ryły drogę w skórze Malfoy'a zostawiając po sobie ślad na zawsze. Już nigdy nie zobaczy tego uśmiechu, już nigdy nie spojrzy w te przepiękne zielone oczy, już nigdy nie usłyszy tych dwóch przepięknych słów wypowiadanych przez niego. Już nigdy nic nie będzie takie samo. Niechętnie podniósł się z kolan, wziął na ręce ciało ukochanego i ruszył przed siebie. Kiedy wyszedł za pole ochronne użył świstoklika, by przenieść się do Mini-Szpitala.
Położył ciało na jednym z łóżek i usiadł obok niego na krześle. Rozejrzał się po pomieszczeniu i kiedy nikogo nie zauważył, pogrążył się w rozpaczy po stracie Harry'ego. Splótł ich dłonie razem i oparł się czołem o jego klatkę piersiową. Pozwolił by wszystkie uczucia oprócz smutku, opuściły jego ciało. Łzy płynęły strumieniami po jego twarzy mocząc koszulkę Pottera. Nie wiedział ile tak trwał, ale w pewnym momencie usłyszał ciche pukanie w szybę, które za każdym razem stawało się mocniejsze. Niechętnie podniósł zaczerwienioną od płaczu twarz w stronę okna i jednym ruchem wpuścił do środka czarną sowę. Wdzięcznie podleciała nad Malfoy'em i upuściła czarną kopertę wprost na jego ręce. Powoli i ostrożnie wybadał czy nie jest to pułapka i kiedy z ulgą stwierdził, że jednak nie, otworzył list i zamarł patrząc na nadawcę. Przełknął głośno ślinę i zagłębił się w treść listu.
KILKA GODZIN WCZEŚNIEJ:
Położył ciało na jednym z łóżek i usiadł obok niego na krześle. Rozejrzał się po pomieszczeniu i kiedy nikogo nie zauważył, pogrążył się w rozpaczy po stracie Harry'ego. Splótł ich dłonie razem i oparł się czołem o jego klatkę piersiową. Pozwolił by wszystkie uczucia oprócz smutku, opuściły jego ciało. Łzy płynęły strumieniami po jego twarzy mocząc koszulkę Pottera. Nie wiedział ile tak trwał, ale w pewnym momencie usłyszał ciche pukanie w szybę, które za każdym razem stawało się mocniejsze. Niechętnie podniósł zaczerwienioną od płaczu twarz w stronę okna i jednym ruchem wpuścił do środka czarną sowę. Wdzięcznie podleciała nad Malfoy'em i upuściła czarną kopertę wprost na jego ręce. Powoli i ostrożnie wybadał czy nie jest to pułapka i kiedy z ulgą stwierdził, że jednak nie, otworzył list i zamarł patrząc na nadawcę. Przełknął głośno ślinę i zagłębił się w treść listu.
Drogi Tomie Marvolo Riddle,
Pewnie wiesz kto do Ciebie pisze i zastanawiasz się dlaczego. Otóż
sprawa jest nadzwyczaj prosta. Oddaj mi to co moje. Znasz prawo? Obstawiam, że
tak. A więc, Harry Riddle należy do mnie. Jest wampirem i jako, że jestem jego
stwórcą, on jest całkowicie mi podległy. Pewnie będziesz szukał luki, ale
takowej nie znajdziesz. Zapewniam. Sam tworzyłem to prawo, więc nie doszukuj
się dziury w całym. Jeżeli jednak nie oddasz mi mojej własności pofatyguję się
do Ciebie, a w tedy nie będzie już tak przyjemnie. Wyobrażasz sobie, że mogę
wypowiedzieć Ci wojnę. Zapewne tak, ale oficjalnie mówię, że jeżeli Harry
Riddle nie pojawi się u mnie za trzy dni, czyli w piątek, spodziewaj się moich
wojsk nadchodzących od wschodu. To będzie bardzo czerwony wschód słońca i
zapewniam Cię, że ostatni, który ujrzysz w swoim nędznym życiu.
Zadowolony z siebie
Mistrz Wampirów
Sir Morrier Drogfray
Draco, który nie był Draconem wypowiedział zaklęcie i na miejscu Malfoy'a siedział Tom Riddle. Wstał z krzesła i pocałował Harry'ego w czoło w geście pożegnania i szybkim krokiem skierował się do swojego gabinetu jednocześnie przypominając sobie i przeklinając swoją głupotę.
KILKA GODZIN WCZEŚNIEJ:
Lord Voldemort, Postrach Magicznego Świata, Czarny Pan, Tom Riddle, bla, bla, bla, siedział nad gazetą w swoim gabinecie i nie potrafił się poruszyć. To co w niej przeczytał wydawało mu się tylko głupim żartem. Oderwał nieprzytomny wzrok i spojrzał przez okno na słońce, na las, na chmury, na życie. Myślami powrócił jednak do artykułu w Proroku, który jeszcze nigdy nie był tak, tak... kłamliwy. Tom nigdy nie czytał takich oszczerstw w gazecie, którą czyta cały czarodziejski świat. Zawsze było jakieś ziarnko prawdy w tym co pisali. Nigdy jeszcze nie posunęli się aż tak daleko. Powoli i próbując opanować wściekłość spojrzał na pierwszą stronę gazety na której było duże zdjęcie Voldemorta i Harry'ego Pottera obściskujących się na Nokturnie. Dokładnie było widać, że młody Riddle rzuca się na Lorda i wpycha mu język aż po migdałki. Nad nim tytuł kłamstwa : "GDZIE PODZIEWA SIĘ POTTER?". Artykuł natomiast insynuuje, że Harry był kochankiem Lorda od dawna, że przez całą piątą klasę wymykał się na potajemne spotkania z Czarnym Panem. Pojawił się nawet wywiad z Albusem, że ten ma nadzieje na odzyskanie Złotego Chłopca, a jeżeli się to nie uda, to że będzie w stanie zabić następce Lorda Voldemorta bez wahania. Wzbudziło to burzę wśród dziennikarzy, którzy jakiś czas wcześniej napisali o tym, że Harry został porwany przez, najprawdopodobniej, sługi Lorda, że jest w niebezpieczeństwie i już może nie żyć. W tedy też Dumbledore powiedział, że nie spocznie póki nie znajdzie Harry'ego żywego lub martwego. A teraz? Pewnie am puścił plotkę, sfałszował zdjęcie i podpuścił dziennikarzy do napisania artykułu. Tom będzie musiał pobrudzić sobie rączki.
Teraz jednak nie miał na to czasu, ponieważ musiał coś zrobić z młodym Malfoy'em. Wpadł mu do głowy pewien pomysł i nie tracąc czasu zdecydował się na niego. Swe kroki skierował w stronę laboratorium z którego wziął Eliksir Słodkiego Snu, który powinien załatwić sprawę. Wychodząc przypomniał sobie o pewnym zmodyfikowanym eliksirze, który przyda mu się w realizacji jego planu.
Tom wręcz biegł do Szpitala, byle tylko jak najszybciej znaleźć się już przy Harrym. Musiał przyznać sam przed sobą, że Junior cholernie go pociągał. Określenie, że Voldemort się w nim zakochał byłoby dużym błędem. Potter po prostu mu się podobał i gdyby nie to, że Harry kocha Dracona, on już byłby jego. Z takimi myślami staną przed drzwiami Mini-szpitala, odetchnął kilka razy i z rozmachem otworzył drzwi zwracając na siebie uwagę Malfoy'a.
- A więc. Przyniosłem kilka potrzebnych eliksirów, które postawią cię na nogi i pomogą dość i wrócić w miarę nienaruszonym stanie.
- Dobrze.
- Wypij najpierw ten - podał mu Eliksir Słodkiego Snu, który lekko zmodyfikowany, przestaje działać po wypowiedzeniu formułki znanej jedynie Lordowi.
Kiedy Draco zasnął, Voldemort nachylił się nad nim i wyrwał kilka blond-włosów i dodał do mazistej substancji w drugiej fiolce. Po chwili, kiedy piana zeszła, Tom wypił wszystko, a z wrażenia jakie wywarła na nim przemiana zatoczył się na stojące za nim łóżko. Po kilku minutach zaczął dochodzić do siebie. Wstał i podszedł do lustra wiszącego koło drzwi. Popatrzył na idealne rysy arystokraty i nie dziwił się teraz dlaczego Harry zakochał się w Malfoy'u. Wyruszył do pokoju Pottera po pelerynę a następnie do pokoju Dracona po jakieś ubrania. Dobrze uzbrojony i świetnie przygotowany ruszył na akcję ratunkową.
TERAZ:
Tom był tak zamyślony, że aż wpadł na drzwi swojego gabinetu. Szybko rozejrzał się, czy aby nikt go nie widział. Na szczęście korytarz był pusty. Voldemort otworzył drzwi i pierwsze co zrobił po przekroczeniu progu to wypicie szklanki ognistej. Rozkoszował się przez chwilę miłym szczypaniem w gardle, ale niestety dopadła go szara rzeczywistość. Harry leżący martwy w szpitalu, Draco w śpiączce, któremu trzeba powiedzieć, że Harry nie żyje, Albus, którego trzeba w końcu zabić albo zamknąć, a najlepiej jedno i drugie, a no i oczywiście Wampir Drogfray, który nie odpuści dopóki nie zobaczy zwłok Juniora. Z bezsilności Lord nalał sobie drugą, trzecią, czwartą, piątą, szóstą szklaneczkę ognistej, a przy siódmej tak mu się ręce trzęsły, że nie był w stanie trafić do naczynia. Bardzo powoli odbił się od ściany, o którą do tej pory się opierał i próbując utrzymać równowagę wywrócił się o dywan i uderzył głową w stół. Zobaczył jeszcze tylko odłamki szkła z rozbitej szklanki lecące w stronę jego twarzy, ale był za słaby, żeby się zasłonić, więc po prostu zamknął oczy i odpłynął.
oOo
Severus Snape był z reguły człowiekiem spokojnym, z zasadami i dość słownym. Cenił sobie czyjąś prywatność, jeżeli druga osoba też to robiła. U Voldemorta nauczył się wykorzystywać każdą sytuację na swoją korzyść, przewidywać konsekwencje swoich czynów, patrzeć jednocześnie za siebie i przed siebie, nie wtrącać nosa w nieswoje sprawy i przede wszystkim nauczył się słuchać. U Dumbledore'a nie nauczył się niczego nowego poza nauką dzieci. Teraz mając nawet to doświadczenie nie wiedział co powiedzieć. Stał nad ciałem swojego byłego wroga i nie potrafił się cieszyć, a wręcz przeciwnie czuł, że zawiódł Lily, że to przez niego zginął Harry, co oczywiście było nieprawdą. Żałował teraz, że w ogóle się obudził.
Leżał sobie na łóżku. Było mu tak niezmiernie wygodnie. Otworzył oczy i zobaczył sufit. Nie było to za bardzo dziwne skoro leżał na plecach, ale zaniepokoiło go to, że widział sufit Mini-szpitala. Nie przepadał za tym miejscem. Lubił być tutaj w wersji lekarza, ale nie pacjenta. Z ulgą przyjął do wiadomości, że ma na sobie swoje ubrania i że nikt w przypływie miłosierdzia nie przebrał go w cokolwiek innego. Wstał powoli oczekując zawrotów głowy lub innych oznak zbyt długiego snu lub urazów czaszki, ale nic takiego się nie pojawiło. Kiedy był już na nogach poszedł do magazynku po eliksiry wzmacniające i w tedy usłyszał trzask teleportacji. Już chciał wparować do pokoju i podnieść alarm, ale zobaczył blond czuprynę i domyślił się kto to może być. Następną rzeczą jaką dostrzegł był śpiący Harry, którego Malfoy kładł na łóżku. Jedyną rzeczą jaka zdziwiła Snape'a i kazała mu zostać w magazynie i przyglądać się dalej z ukrycia rozgrywającej się przed nim scenie było to, że Draco płakał. Wyraźnie było to widać pomimo tego, że siedział tyłem do Severusa. Ramiona trzęsły mu się od tłumionego szlochu. Malfoy chyba splótł ich dłonie razem i oparł głowę na jego klatce piersiowej w geście bezsilności. Po chwili jednak jakiś ptak wleciał do pomieszczenia opuszczając list na ręce Dracona. Ten go sprawdził, otworzył, przeczytał i zesztywniał. Severus już miał wkroczyć do pomieszczenia chcąc się dowiedzieć treści listu, ale w tedy wydarzyło się coś, czego Snape nigdy w życiu by się nie spodziewał. Draco Malfoy zmienił się w Toma Riddle'a. Pomimo tego, że Voldemort stał tyłem, to Snape czuł władzę i potęgę bijącą od niego. Poza tym, tych włosów nie można było pomylić z żadnymi innymi. Potem wydarzyło się coś bardzo dziwnego. Lord Voldemort pocałował Złotego Chłopca w czoło w geście pożegnania. Zupełnie tak jakby już miał go nie spotkać nigdy więcej.
Kiedy Czarny Pan opuścił pomieszczenie Severus odczekał jeszcze kilka minut, żeby się upewnić czy nikt więcej nie przyjdzie i podszedł do Harry'ego. Chłopak wyglądał jakby spał i jedyną rzeczą, która mąciła ten obraz była klatka piersiowa, która nie poruszała się przy oddechu, bo go nie było. Złoty Chłopiec zginął zabity nie przez tą osobę co trzeba.
Nagle coś dziwnego zaczęło dziać się ze znakiem Severusa. Ten popatrzył na węża, który zapłonął ogniem lecz Snape wiedział, co to oznacza. Nie tracąc czasu zaklęciem przywołał swój podręczny kufer eliksirów i pognał za wskazaniami znaku. Kiedy dotarł na miejsce zderzył się z drzwiami, które magicznie zaczarowane nie chciały go wpuścić bez zaproszenia. Po zmarnowaniu kilku cennych minut na szarpaniu się i przekonywaniu drzwi, że musi wejść do środka, Snape w końcu otworzył drzwi i zobaczył Lorda nieprzytomnego, leżącego w kałuży krwi z poharataną twarzą. Czym prędzej zabrał się za zszywanie rany głowy. Po opatrzeniu najgorszych ran posprzątał dywan, zaklęciami doprowadził Czarnego Pana do stanu używalności i położył go na kanapie przed kominkiem, a sam wezwał Wewnętrzny Krąg na małe zebranie w sprawie pewnego artykułu w gazecie i śmierci Harry'ego Pottera.
oOo
Śmierciożercy zebrali się przy stole w Wielkiej Sali. Nikt nie wiedział po co zostali wezwani i dlaczego zrobił to Severus Snape.
Drzwi z tyłu sali otworzyły się, a w sali zapanowała grobowa cisza, w której nawet bezszelestne kroki Mistrza Eliksirów były nadzwyczaj głośne. Wszystkie twarze zwróciły się w jego stronę kiedy stanął na podwyższeniu z tronem.
- Witam. Wezwałem was tutaj...
- Gdzie jest nasz Pan? - odezwał się jeden z zebranych, ale widać było, że nie on jeden chciał zdać to pytanie.
- Czarny Pan miał mały wypadek i leży nieprzytomny w swoim gabinecie. - Szum szeptów rozlał się po zebranych, ale chrząknięcie Severusa natychmiast wszystkich uciszyło. - To nic poważnego. Przejdźmy do sprawy dla której was tu sprowadziłem. Pewnie większość z was czytała dzisiejszego Proroka? Podejrzewam też, że nikt nie przejdzie obojętnie obok tych kłamstw, które ktoś tam napisał. Słucham więc waszych pomysłów.
Pierwszy odezwał się Nott.
- Może zabić wszystkich z Proroka?
- Nie, to zbyt łatwe. Jak zabijesz wszystkich, to kto napisze sprostowanie albo cokolwiek innego? - odezwał się jak zwykle racjonalnie Lucjusz.
- A w ogóle wie ktoś gdzie się podziewa Potter? Jest głównym tematem gazety, jest na zdjęciu, a zaginął na początku wakacji i nikt go nie widział - pytanie Yaxley'a wzbudziło niemałe poruszenie. Wszyscy zaczęli się przekrzykiwać. Jedynie Lucjusz i Severus znając części prawdy siedzieli cicho i czekali aż wrzawa ucichnie. Powoli Śmierciożercy zaczęli się uspokajać i patrzyli na Snape'a i Malfoy'a jakby byli całą wiedzą wszechświata zebraną w jednym człowieku. Powoli, jakby chcąc nacieszyć się tą wiedzą i wyższością nad innymi, Lucjusz wstał i rozejrzał się po wszystkich siedzących przy stole.
- Tak, Harry Potter a raczej Riddle - przerwał mu krzyk ze strony zebranych, ale krótkie zaklęcie uciszające załatwiło sprawę. - Jeżeli chcecie się czegoś dowiedzieć, to radzę mi nie przerywać. Harry dostał nazwisko od naszego Pana i macie go traktować jak swojego drugiego Mistrza. Jego słowo jest tak samo ważne i niepodważalne jak Czarnego Pana. Zrozumiano? - wszyscy zgodnie przytaknęli nadal nie będąc zdolnymi do mówienia. - Dobrze. Harry został porwany przez wampiry mieszkające za lasem. Przez to nasz Pan jak i mój syn byli pod wpływem tego, co działo się jemu.
- Myślę, że nie jest konieczne opowiadanie tego wszystkiego, bo Harry Potter nie żyje. - Snape powiedział co chciał i wyszedł z pomieszczenia, by nikt nie zadawał niewygodnych pytań typu "Jak to się stało?", "Kiedy to się stało?". Za drzwiami dogonił do Malfoy i przyparł do ściany wbijając różdżkę w gardło.
- Coś ty powiedział? - wysyczał Severusowi prosto w twarz. Jego mina wyrażała bezkresną złość, a za nią kryła się bezradność zbitego dziecka.
- Harry nie żyje. Leży w drugiej sali Mini-szpitala. Voldemort po niego poszedł jako Draco i przyniósł jego ciało. Nie wiem jak to się stało. Jedynie widziałem Draco, który zmienił się w Czarnego Pana. Potem mój znak mnie wezwał do jego gabinetu gdzie leżał z rozwaloną głową i poharataną twarzą. Mógłbyś zabrać różdżkę z mojego gardła? - Lucjusz powoli, z wahaniem opuścił broń i odsunął się na drugą stronę korytarza, by oprzeć się plecami o ścianę.
- Co ja mam zrobić? - powiedział do siebie. Zaczął osuwać się po ścianie, ale refleks Severusa nie pozwolił mu upaść.
- Kolejny nieprzytomny do kolekcji - mruknął pod nosem niosąc Malfoy'a do sali szpitala, gdzie leżał już jego syn.
Kiedy Czarny Pan opuścił pomieszczenie Severus odczekał jeszcze kilka minut, żeby się upewnić czy nikt więcej nie przyjdzie i podszedł do Harry'ego. Chłopak wyglądał jakby spał i jedyną rzeczą, która mąciła ten obraz była klatka piersiowa, która nie poruszała się przy oddechu, bo go nie było. Złoty Chłopiec zginął zabity nie przez tą osobę co trzeba.
Nagle coś dziwnego zaczęło dziać się ze znakiem Severusa. Ten popatrzył na węża, który zapłonął ogniem lecz Snape wiedział, co to oznacza. Nie tracąc czasu zaklęciem przywołał swój podręczny kufer eliksirów i pognał za wskazaniami znaku. Kiedy dotarł na miejsce zderzył się z drzwiami, które magicznie zaczarowane nie chciały go wpuścić bez zaproszenia. Po zmarnowaniu kilku cennych minut na szarpaniu się i przekonywaniu drzwi, że musi wejść do środka, Snape w końcu otworzył drzwi i zobaczył Lorda nieprzytomnego, leżącego w kałuży krwi z poharataną twarzą. Czym prędzej zabrał się za zszywanie rany głowy. Po opatrzeniu najgorszych ran posprzątał dywan, zaklęciami doprowadził Czarnego Pana do stanu używalności i położył go na kanapie przed kominkiem, a sam wezwał Wewnętrzny Krąg na małe zebranie w sprawie pewnego artykułu w gazecie i śmierci Harry'ego Pottera.
oOo
Śmierciożercy zebrali się przy stole w Wielkiej Sali. Nikt nie wiedział po co zostali wezwani i dlaczego zrobił to Severus Snape.
Drzwi z tyłu sali otworzyły się, a w sali zapanowała grobowa cisza, w której nawet bezszelestne kroki Mistrza Eliksirów były nadzwyczaj głośne. Wszystkie twarze zwróciły się w jego stronę kiedy stanął na podwyższeniu z tronem.
- Witam. Wezwałem was tutaj...
- Gdzie jest nasz Pan? - odezwał się jeden z zebranych, ale widać było, że nie on jeden chciał zdać to pytanie.
- Czarny Pan miał mały wypadek i leży nieprzytomny w swoim gabinecie. - Szum szeptów rozlał się po zebranych, ale chrząknięcie Severusa natychmiast wszystkich uciszyło. - To nic poważnego. Przejdźmy do sprawy dla której was tu sprowadziłem. Pewnie większość z was czytała dzisiejszego Proroka? Podejrzewam też, że nikt nie przejdzie obojętnie obok tych kłamstw, które ktoś tam napisał. Słucham więc waszych pomysłów.
Pierwszy odezwał się Nott.
- Może zabić wszystkich z Proroka?
- Nie, to zbyt łatwe. Jak zabijesz wszystkich, to kto napisze sprostowanie albo cokolwiek innego? - odezwał się jak zwykle racjonalnie Lucjusz.
- A w ogóle wie ktoś gdzie się podziewa Potter? Jest głównym tematem gazety, jest na zdjęciu, a zaginął na początku wakacji i nikt go nie widział - pytanie Yaxley'a wzbudziło niemałe poruszenie. Wszyscy zaczęli się przekrzykiwać. Jedynie Lucjusz i Severus znając części prawdy siedzieli cicho i czekali aż wrzawa ucichnie. Powoli Śmierciożercy zaczęli się uspokajać i patrzyli na Snape'a i Malfoy'a jakby byli całą wiedzą wszechświata zebraną w jednym człowieku. Powoli, jakby chcąc nacieszyć się tą wiedzą i wyższością nad innymi, Lucjusz wstał i rozejrzał się po wszystkich siedzących przy stole.
- Tak, Harry Potter a raczej Riddle - przerwał mu krzyk ze strony zebranych, ale krótkie zaklęcie uciszające załatwiło sprawę. - Jeżeli chcecie się czegoś dowiedzieć, to radzę mi nie przerywać. Harry dostał nazwisko od naszego Pana i macie go traktować jak swojego drugiego Mistrza. Jego słowo jest tak samo ważne i niepodważalne jak Czarnego Pana. Zrozumiano? - wszyscy zgodnie przytaknęli nadal nie będąc zdolnymi do mówienia. - Dobrze. Harry został porwany przez wampiry mieszkające za lasem. Przez to nasz Pan jak i mój syn byli pod wpływem tego, co działo się jemu.
- Myślę, że nie jest konieczne opowiadanie tego wszystkiego, bo Harry Potter nie żyje. - Snape powiedział co chciał i wyszedł z pomieszczenia, by nikt nie zadawał niewygodnych pytań typu "Jak to się stało?", "Kiedy to się stało?". Za drzwiami dogonił do Malfoy i przyparł do ściany wbijając różdżkę w gardło.
- Coś ty powiedział? - wysyczał Severusowi prosto w twarz. Jego mina wyrażała bezkresną złość, a za nią kryła się bezradność zbitego dziecka.
- Harry nie żyje. Leży w drugiej sali Mini-szpitala. Voldemort po niego poszedł jako Draco i przyniósł jego ciało. Nie wiem jak to się stało. Jedynie widziałem Draco, który zmienił się w Czarnego Pana. Potem mój znak mnie wezwał do jego gabinetu gdzie leżał z rozwaloną głową i poharataną twarzą. Mógłbyś zabrać różdżkę z mojego gardła? - Lucjusz powoli, z wahaniem opuścił broń i odsunął się na drugą stronę korytarza, by oprzeć się plecami o ścianę.
- Co ja mam zrobić? - powiedział do siebie. Zaczął osuwać się po ścianie, ale refleks Severusa nie pozwolił mu upaść.
- Kolejny nieprzytomny do kolekcji - mruknął pod nosem niosąc Malfoy'a do sali szpitala, gdzie leżał już jego syn.